Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/89

This page has not been proofread.

Template:Numeracja stron



Wszystko umilkło. Konie na jakimś obrazie jakby rozdęły chrapy. Io, nie zwracając uwagi na Jowisza (do wszystkiego się można przyzwyczaić...), otworzyła lekko usta i wpatrzyła się ciekawie w drzwi, wiodące do przybytku śmierci.

Zeschły kwiat opadł z szelestem. Miss Śmierć syknęła zniecierpliwiona w tę stronę. Nad powałą począł bić zegar miłym, niskim tonem. Znów cisza, głupia, bezmyślna, czekająca...

— Och... — wstrząsnęła się nerwowo chuda, angielska miss Śmierć.

Załomotał strzał jak piorun.

Potem zaczęło padać jakieś szkło. Konie na obrazie przysiadły na zadach, Io wpiła palce w ramię Zeusa. Gracje na greckim fryzie zbiły się w śmiertelnie bladą gromadę. Pianino jękło cicho i przeciągle. W jakimś kącie leciał z powały tynk. Miss rozdęła niebieskawe nozdrza, które wierciła niemiła woń prochu. Nie mogła się ruszyć z miejsca.

Potem powoli, bez szelestu podniosła do oczu pince-nez — i zbliżyła się do kotary, wiszącej we drzwiach.

Odchyliła ją lekko, Io wychyliła się z obrazu, zaglądając ciekawie.

Miss szepnęła cichutko.

— Najmilszy...

Nic. Cisza.

— Najmilszy!... No, tak!...

I weszła.

Poeta w pysznie skrojonym tużurku siedział na fotelu, z nogą założoną na nogę i puszczał na pokój kłęby dymu.

Miss przetarła prędko oczy.

— Co to jest?

— Nic... Zabiłem się... W lustrze...

Olbrzymie lustro wyszczerzyło lśniące kły spękanego szkła do zdumionej miss. W środku czerniał otwór od kuli.