Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/182

This page has not been proofread.
Weissenbourg [1], 10 sierpnia 1830, 10 wieczorem.

 Dzień cały był smutny i nieprzyjemny: niebo pokryte chmurami, drobny deszcz powolny, wierzchołki gór we mgle ukryte, niema miejsca malowniczego, powietrze wilgotne i zimne, ogromna jednostajność kraju i zieleń, błyszcząca rosą, a pozbawiona promieni słonecznych. Jest coś gorzkiego i ironicznego w pięknych szczegółach natury, jeśli ich słońce nie rozjaśnia. Złote promienie mają w sobie coś żywego i ożywiającego, mierzonemi falami spadają z nieba i rozprzestrzeniają się wszędzie, wiją się po łące, czepiają słabych roślin na skałach i wieńczą czoło gór aureolą chwały. Bez nich wszystko smutne i ponure; bez nich świat jest jak wielki trup pozbawiony duszy i uczucia; bez nich fale strumienia rozbijają się w płaty śniegowe, podczas gdy przy nich pryskałyby w dyamenty; bez nich tylko masą bezwładną i ciemną obłok, który mógłby być rydwanem srebrnym, albo słupem złota, albo piramidą z ognia. Światło jest pierwiastkiem wszelkiego piękna; a gdzie go niema, wszystkie rysy piękne bledną; trawnik męczy oczy zamiast wzrok odżywiać, skała traci urok i staje się stosem nagromadzonych jeden na drugim kamieni; woda, co pierwej szła o lepsze z lazurem niebios, przybiera barwę żółtawą i toczy nudę na swych falach; mgła, dawniej rozwijająca się w płaszcz purpurowy, godny Boskiego majestatu gór, zgęszcza się i barwi w żałobne odcienia; słowem, wszystko zmienia wygląd, i apatya umysłu zdąża niebawem za apatyą nieba i ziemi. Bezduszność w tem, co nas otacza, osłabia stopniowo siłę i czynność naszej duszy. Pięknie podziwiać burzę, ale tam za każdy promień słońca stracony znajdziemy błyskawicę; gdy w dniu jak dzisiejszy, trzeba pożegnać wszelkie wrażenia, pogrążyć się w sen spokojności i dać deszczowi spadać

  1. Weissenbourg (cz. Wisambur).