Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/139

This page has not been proofread.

 Słuchajcie, rycerze! Teraz wam ziemię wskażę obiecaną, rumianą jagodę, byście ją zgnietli żelaznemi stopy.
 Kraków, gród był wielki nad brzegami wartkiej i czystej Bogini! Polany czczą ją pod Wisły imieniem — nie jeden z was dotarł aż tam, gdzie ona ginie w morzu, jak dusza w wieczności.

CHÓR.

 Polany, pogany! Jest u nas ogień i żelazo dla nich!

HAMDER.

 Tam Krakus, ojciec ludu, król Polan, dwóch miał synów z żony Świetlany i czarnobrewą jedną, wyrosłą wśród białogłowych rówiennic, jak jodła nad blademi brzozy — urodziwą, hardą, w brzęku cięciw zakochaną Wandę!
 Starszym był mu Ziemowit, młodszym Leszko synem, oba w potężnych wyuczeni czarach, jak przystało na synów książęcego rodu: ale każdy z nich inną w gwiazdach przyszłość czytał ludowi swojemu. Ziemowit Boga Chrystusa widział cień już nadchodzący, Leszko kłaniał się bałwanom wraz z siostrą Wandą i z gniewu tupał lekkiemi nogami na wspomnienie Niemców.
 Stąd waśń między braćmi się wszczęła. Ziemowit był orłem, co odrazu gromi i zatapia szpony, potem znówu w pokoju kładzie się na błękitach — takim był, nim go długie przerobiły lata. Leszko nie ufał tyle swej śnieżnej prawicy i wlókł się cichym krokiem nakształt lisa, co uchodzi z kniei, gdyby lis zdołał być i żmiją razem.
 Wtem lud jął uciekać — tysiące zbladły, jako jeden blednie. Padali wokoło króla, wołając: „Ratuj nas, ojcze!“ a skąd biegli, od strony zachodu, ciągnął nad wzgórzami smok, jak burza czarny, w paszczy trzymając ludzkie i bydlęce ciała za włosy i rogi, po-