Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 132 ]
XXX.

 Nadchodziły święta Bożego Narodzenia.
 Już od tygodnia jałmużnik z więzienia la Roquette, miewał wieczorami w kościele św. Sulpicyusza konferencye, na które przybywali w znacznej liczbie wierni, pragnący posłyszeć kaznodzieję, którego sława wzrastała z dniem każdym, a wyrazy trafiały wszystkim do duszy.
 W wigilję Bożego Narodzenia, napływ pobożnych liczniejszym był niż zwykle.
 Wspaniała świątynia szczelnie była zapełnioną, a pod sklepieniem rozlegały się dźwięki organów i śpiewy.
 Duplat z Grancey’em umieścili się każdy oddzielnie po obu stronach kościoła, jeden po prawej, drugi po lewej.
 Obadwa, zakrywszy twarz rękoma, zdawali się być zatopieni w modlitwie.
 Skoro ostatnie dźwięki organów przebrzmiały, ksiądz d’Areynes ubrany w komżę i stułę, wyszedł z zakrystyi, a uklęknąwszy na parę minut przed wielkim ołtarzem, udał się na ambonę.
 Głęboka cisza zaległa w kościele.
 Mówić zaczął.
 Wzruszonym głosem, prostemi lecz obrazowo przedstawionemi słowy, wypowiedział ów wspaniały poemat, począwszy od stajenki Betleemskiej, aż do pagórka Golgoty, cudowny poemat, według którego Bóg zapragnął dla zbawienia świata urodzić się na słomie, a umrzeć za całą ludzkość na krzyżu.
 Gdy skończył, serca wszystkich biły przyśpieszonym tętnem, a oczy napełniły się łzami.
 Kościół zaczął opróżniać się szybko.
 Ksiądz d’Areynes powrócił do zakrystyi, gdzie duchowieństwo parafialne składało mu powinszowania z odniesionego tryumfu wymowy.
 Grancey wszedł wtedy do kaplicy Matki Boskiej i ukląkł przy jednym z krzeseł w pobliżu ołtarza.
[ 133 ] Pogaszono światło w kaplicy, zostawiwszy ją w pół mroku, oświetloną jedyną lampa wiszącą u sklepienia, dzień i noc tamże płonąca.
 Przygasły światła w całym kościele i główne drzwi frontowe zamknięto.
 Duplat zarówno opuściwszy miejsce zajmowane od początku nabożeństwa, uklęknął przy jednym z krzeseł pod arkadą, zkąd widzieć mógł dokładnie kaplicę Matki Boskiej.
 W świątyni pogrążonej nagle w ciemności słychać było jedynie kroki zakrystyana i posługaczów kościelnych, którzy z latarniami w ręku, ustawiali porozrzucane w nieładzie krzesła.
 Nagle stąpania szybciejsze nad inne zadźwiękły na kamiennej posadzce. Były to kroki jałmużnika z Grande Roquette wychodzącego z zakrystyi.
 Grancey śledził chód jego z niepokojem zapytując siebie:
 — Czy on tu przyjdzie jak zwykle?
 Odpowiedź na to pytanie nie dała się długo oczekiwać.
 Ksiądz d’Areynes zwrócił się ku kaplicy, wszedł tam i uklęknął na pierwszych stopniach ołtarza. Duplat natenczas podniósłszy się cicho, podszedł ku drzwiom z lewej wychodzącym do ciemnego korytarza, a spojrzawszy wgłąb upewnił się, że tam niema nikogo.
 Grancey wstał również od krzesła, o które był oparty, aby się zbliżyć do jałmużnika, który zwrócony doń plecami zagłębił się w modlitwie.
 Bandyta wzniósł rękę w górę.
 Ostrze noża zabłysło w tej ręce pod światłem lampy zawieszonej u sklepienia.
 Ręka opadła, a ostrze zagłębiło się między łopatkami księdza d’Areynes, który bez wydania krzyku padł na stopniach ołtarza.
 Morderca podbiegł ku drzwiom jakie otworzył mu Duplat i obaj w ciemnościach nocy zniknęli.

∗             ∗
[ 134 ] W kilka godzin po spełnieniu tej ochydnej zbrodni, Grancey zrzuciwszy ubiór duchowny udał się ze swym wspólnikiem fałszywym księdzem Libertem, do pałacu przy ulicy Vaugirard, zkąd wskutek odebranej depeszy, powiadamiającej go o przyjeździe Rollin’a wraz z córką, miał wysłać konie po nich nazajutrz o jedenastej godzinie na stacye drogi żelaznej.

 Służbie wydano w tym względzie stosowne rozkazy.
 Śniadanie miało być gotowem na południe. Zaprzężone lando oczekiwało w dziedzińcu.
 Serwacy Duplat postanowił nie opuszczać pałacu.
 O jedenastej, na stacyi Wschodniej drogi żelaznej wsiadł do powozu mąż Henryki z nową Maryą-Blanką i przyjechali na ulice Vaugirard, gdzie wicehrabia przedstawił im księdza Liberta jako krewnego przybyłego z prowincyi.
 Po śniadaniu Rollin odprowadził Różę do jej apartamentu i wrócił do gabinetu, gdzie dwaj zbrodniarze złożyli mu sprawozdanie ze swych czynności od chwili powrotu do Paryża.
 Jakkolwiek bądź Gilbert był łotrem wytrawnym, niemógł słyszeć tego opowiadania bez dreszczu zgrozy.
 Dzienniki wieczorne podały opis tego wypadku zatytułowanego:

 Zbrodnia w kościele świętego Sulpicyusza“.

mniej więcej w słowach tej treści:

 „Ubiegłej nocy, kościelni posługacze u świętego Sulpicyusza podnieśli ciało księdza Raula d’Areynes na stopniach ołtarza krwią zbroczone, jałmużnika więzienia Grande Roquette, który przewieziony do swego mieszkania, dotychczas nie odzyskał przytomności.
 „Przywołani lekarze, małą czynią nadzieję utrzymania go przy życiu. Nierozwikłane przypuszczenia krążą o powodach i sprawcach tej potwornej zbrodni. Śledztwo rozpoczęte. O rezultacie poszukiwań policyi niezaniedbamy powiadomić czytelników.
[ 135 ] — Sam sobie winien — rzekł, przeczytawszy to Grancey. — Za wiele wiedział. Teraz nie mamy się czego obawiać z jego strony. Niepozostaje nam nic innego, jak przyśpieszyć małżeństwo.

 Tego zdania był i Gilbert.
 Dziwny zaiste zbieg okoliczności! Obecnie, jak przed osiemnastoma laty, tak Raul d’Areynes jak i Joanna Rivat znajdowali się oboje w objęciach śmierci!...
 Z owych to wieczorowych dzienników Lucyan de Kernoël dowiedział się o owej strasznej wiadomości, w chwili, gdy miał pójść na ulice de Tournelles, aby oznajmić księdzu o swojem blizkiem wyjeździe do Joigny.
 Tegoż rana, otrzymał powiadomienie od doktora Giroux, aby przyśpieszył swój przyjazd.
 Czytając opis zbrodni, Lucyan drżał z trwogi i przerażenia, kochał albowiem wikarego, jak własnego ojca.
 Ciężka boleść ściskała mu serce.
 — Gdyby ksiądz d’Areynes umarł?... Gdyby nie zobaczył go więcej?...
 Wsiadł do fjakra wołając:
 — Na ulice de Tournelles. Pędź co koń wyskoczy!
 Pelagja drzwi mu otworzyła, a spostrzegłszy młodzieńca, we łzach się rozpłynęła.
 Lucyan wszedł.
 Rajmund Schloss wybiegł na jego spotkanie.
 — A więc to prawda? — jąkał Lucyan ściskając mu rece.
 — Niestety! — odrzekł Lotaryńczyk pochylając głowę.
 — Umarł wiec?
 — Och! nie!... Nie mów pan tego! Nie umarł i wbrew doktorom ja mam nadzieję, że on żyć będzie.
 — Mógłżebym go widzieć?
 Rajmund potrząsnął głową przecząco.
 — Niepodobna! panie Lucyanie! — odrzekł. — Dwaj chirurgowie, którzy ztąd wyszli przed chwilą, zakazali surowo wpuszczenia kogo bądź kolwiek do pokoju chorego.
 — Któż są ci chirurgowie?
 Rajmund wymienił dwie sławne osobistości.
 — Cóż oni mówią? — pytał ze drżeniem młodzieniec.
[ 136 ] — Nic dobrego. Mówią, że przed upływem trzech dni nic wyrokować niemogą.
 — A morderca? czy znają kto on jest?
 — Nikt go niezna.
 — Żadnych wskazówek!
 — Nic dotąd. Jeden tylko ksiądz Raul mógłby oświecić sprawiedliwość, a mówić mu niepodobna!
 — Żadnych więc nie ma podejrzeń.
 — Kogo podejrzywać? Ksiądz d’Areynes nie miał nieprzyjaciół.
 Lucyan stał pognębiony.
 — Mój Rajmundzie rzekł będę musiał co prędzej wyjechać do Joigny, ale będę przyjeżdżał codziennie wieczorem dowiadywać się o księdzu. Gdyby nastąpiło coś nieprzewidzianego, zawiadom mnie natychmiast, proszę o to.
 — Przyrzekam ci, panie Lucyanie.
 Uścisnąwszy Rajmunda Schloss, młodzieniec wyszedł zgnębiony.
 Podczas gdy policya prowadziła najściślej śledztwo, mordercy pewni bezkarności, przygotowywali nowe zbrodnie.
 W pałacu przy ulicy Vaugirard, zajmowano się blizkim małżeństwem nowej Maryi-Blanki z wicehrabią de Grancey.
 Młoda dziewczyna zażądała widzenia się z matką.
 Odmówić temu niepodobna było. Gilbert zawiózł Róże do Domu zdrowia w Autenil.
 Widzenie to było rozdzierającem.
 Henryka nie poznała tej tak drogiej sobie niegdyś twarzy i odpychała pocałunki tej, która ją zwała swą matką.
 Róża stała zrozpaczona i smutna.
 Widok tego lodowatego nieczułego szału, ożywił w jej pamięci wspomnienie „mamy Joanny“, która nawet przed odzyskaniem rozumu, kochała ją już tkliwie.
 Miałażby nie być wdzięczną dla tej, która jej dala schronienie, gdy była tylko sierotą Różą, znalezionem dzieckiem, zbiegłą infirmerką z Przytułku w Blois?
 Niewątpliwie nowe wymagania jej sytuacyi ścieśnią jej wolność, lecz wziąwszy się zręcznie, do rzeczy można będzie wszystko pogodzić i ułożyć.
[ 137 ] Dziewczę zwierzyło się swemu narzeczonemu.
 Grancey przyrzekł jej zająć się bezzwłocznie odszukaniem biednej kobiety i przyprowadzeniem ją do pałacu w wielkiej tajemnicy.
 Niepotrzebujemy dodawać, że wspólnik Duplat’a i Rollin’a, nieposzedł wcale na ulice Foron, co nieprzeszkadzało, iż upewnił Różę, że tam był i że „Zebraczka z pod kościoła świętego Sulpicyusza“ była wciąż nieobecną w domu, a niepozostawiła żadnego listu.
 — Odnalazła swe dzieci — pomyślała Róza. — Jest szczęśliwą, więc o mnie zapomniała.
 Róża była pobożną dziewczyną. Powiadomiła ojca, że pragnie udać się na nabożeństwo do kościoła św. Sulpicyusza.
 Gilbert zasięgnął rady Grancey’a, który mu odpowiedział, iż nie widzi powodu dla którego nie miano by jej zadość uczynić.
 Nazajutrz więc rano dziewczę w towarzystwie pokojówki postanowiło udać się do kościoła.
 Była to wilja Nowego Roku.
 Lucyan de Kernoël według życzenia pana Giroux wybierał się do Joigny.
 Przed wyjazdem z Paryża, pełen miłości dla Maryi-Blanki, chciał jeszcze odwiedzić Henrykę. Udał się więc do Domu zdrowia w Autenil, zkąd wyszedł strapiony stwierdziwszy, że żadne polepszenie się nie nastąpiło u pani Rollin.
 Z Autenil szedł pieszo ku Vaugirard, gdzie spodziewał się zastać wszystkie okna zamknięte i pozapuszczane rolety, jak przed kilkoma tygodniami.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false