Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 138 ]
XXXI.

 Zbliżywszy się do pałacu, Lucyan ze zdumieniem spostrzegł, iż rolety były popodnoszone i okna otwarte.
 Miałżeby Rollin powrócić wraz z córka?
 Jeżeli jego nieobecność tak krótko trwała, to znaczy, że Blanka musi już być zdrową.
 Zapominając o poleceniach księdza d’Areynes, aby przy tak oziębionych z Gilbertem stosunkach powstrzymał się od wizyt w pałacu, idąc za popędem uczucia zadzwonił.
 Stary odźwierny udekorowany medalami otworzył mu drzwi i stanął na progu.
 Na widok tej nieznanej sobie postaci Lucyan zatrzymał się zmieszany.
 — Pan to wiec zastępujesz dawnego odźwiernego? — zapytał.
 — Tak jest. Co pan sobie życzysz?
 — Czy pan Rollin wrócił do Paryża?
 — Powrócił, od czterech dni.
 — Z córką?
 — Tak panie.
 — Jest w pałacu?
 — Niema, go, wyszedł. Będzie nieobecnym do wieczora.
 — A panna Blanka?
 — Wyszła także.
 — Z ojcem?
 — Nie! Panna Rollin wyszła do kościoła św. Sulpicyusza.
 Lucyan odszedł.
 Blanka była w kościele, mógł więc z nią się widzieć i pomówić.
 Zwrócił się w stronę świątyni.
 W chwili, gdy wchodził we drzwi główne, gdzie już nie było teraz przenośnego kramiku Joanny Rivat, nabożenstwo się ukończyło i pobożni wychodzić zaczęli.
[ 139 ] Kernoël zatrzymał się w pewnej odległości, śledząc wyjścia Maryi-Blanki, która, ukazała, się wreszcie w towarzystwie pokojówki.
 Zapuściwszy na twarz woalkę, zaczęła schodzić po stopniach kościoła. Lucyan zbliżył się z pośpiechem.
 — Droga Blanko! — rzekł, wyciągając do niej ręce.
 Róża cofnęła się w osłupieniu.
 — Ukochana Maryo-Blanko! — powtórzył.
 Dziewczę spojrzało na niego surowo.
 — Omyliłeś się pan zapewne — rzekła suchym głosem i chciała iść w dalszą drogę.
 Lucyan pobladł.
 — Ja... miałbym się omylić? — wyjąknął z cicha.
 — Nie inaczej. Nazywam się w rzeczy samej Maryą-Blanką, ale ja pana nieznam wcale.
 Młodzieniec przyłożył rękę do czoła zapytując siebie, czy nie marzy.
 — Jakto? pani mnie nieznasz?... mnie Lucyana de Kernoël? — zawołał.
 — Nieznam i proszę ażebyś się pan oddalił.
 — Och! Maryo-Blanko!...
 ~ Dozwól mi pan przejść!... powtarzam, inaczej sądzić gotowani, że pan jesteś obłąkanym i przywołam pomocy.
 To mówiąc, przeszła z podniesioną głową.
 Lucyan przez kilka sekund stał oniemiały, nieruchomy, jakby przykuty do miejsca patrząc na oddalającą się szybko ukochana.
 — Czyż i ja wreszcie zwaryowałem? — zapytywał siebie z rozpaczą — Co się to znaczy?... Co się to dzieje? Dla czego Marya-Blanka niechce mnie poznać? — Zkąd ta pogarda? W czemże jej zawiniłem? — Niekocha mnie jak widzę.
 Wracając do swego mieszkania usiłował przytłumić łkanie, lecz wszedłszy do siebie wybuchnął płaczem, Izy spływały mu strugą po twarzy.
 Daremnie usiłował znaleźć wytłumaczenie tego co zaszło. Nic w świecie nie było w stanie usprawiedliwić tego postępowania Maryi-Blanki.
[ 140 ] Wobec tej nierozwikłanej zagadki, Lucyan czuł, że mu mózg pęka. Był jednak mężczyzną, i po krótkim czasie siłą woli nakazał zmilknąć rozpaczy.
 — Ha! dobrze! — wyrzekł po chwili z goryczą. — Kochać tę, która mną gardzi, nikczemnością byłoby z mej strony!
 Mając odjechać wieczorem do Joigny, zajął się przygotowaniem pakunków.
 Przed udaniem się na stacyę drogi żelaznej, pójść postanowił na ulicę des Tournelles, ażeby się dowiedzieć o stanie zdrowia księdza d’Areynes.
 Schloss udzielił mu do przeczytania bulletyn podpisywany codziennie przez obu chirurgów, pielęgnujących ranionego.
 Bulletyn ten nie brzmiał uspakajająco.
 Żadne polepszenie nie objawiło się w zdrowiu księdza d’Areynes.
 Z sercem podwójnie zranionym Lucyan de Kornoël wyjechał z Paryża.

∗             ∗

 Skoro doktór Giroux, właściciel i dyrektor Domu zdrowia w Joigny powrócił z podróży, Piotr brat jego, doglądający Zakładu, musiał zdać mu rachunek ze wszystkiego co zaszło podczas jego nieobecności.
 Ukryć coś przed nim niepodobna było.
 Przedewszystkiem wyznać należało, że był zmuszony przyjąć pod groźbą młode dziewczę śmiertelnie chore, za kuracyę której naprzód mu zapłacono.
 Giroux nie był w stanie pohamować gniewu, jaki mu sprawiła ta wiadomość i zburczał surowo brata za wdanie się w podobny handel.
 W innym czasie, byłby może zamknął na to wszystko oczy i schował do kieszeni pieniądze. Teraz wszelako, gdy postanowił sprzedać Zakład, umowa powyższa przedstawiała niebezpieczeństwo.
[ 141 ] Nie można było pozwolić, aby nowonabywca wątpił o uczciwości, a razem i odpowiedzialności Zakładu, ażali przez lat dwadzieścia potrafił prowadzić z takim powodzeniem.
 Wprawdzie jego osobista odpowiedzialność została nienaruszoną, ale to go w niczem nie uspokajało.
 Z wiekiem przychodzą obawy.
 Gdy pomyślał o tajemniczych dramatach, nieznanych światu, zgłuszonych między czterema murami celi, których dom jego był nieraz teatrem, silne wyrzuty sumienia zaczęły szarpać mu duszę.
 Wreszcie uspokoił się wobec tłumaczeń brata dowodzącego niezachwianie, że odmówienie przyjęcia tej chorej mogło zgubić ich obu i postanowił działać względem swej nowej pensyonarki, jak będzie mu się zdawało, nie zważając na przyjęte w umowie zobowiązania.
 Nazajutrz po swojem przyjeździe, polecił sobie podać protokuł z podpisami dwóch doktorów, prawnie legalizowanym i poszedł wraz z bratem odwiedzić nieszczęśliwe dziewczę, zapisane w księgach przyjęcia pod nazwa Aliny Eugenii Pertuiset.
 Marya-Blanka, której Piotr kazał dawać lekkie dozy belladony, przekonany, że działa tym sposobem w interesie Rivata, została tylko cieniem siebie samej.
 Śmierć zdawała się już trzymać w swych szponach ową urocza istotę.
 Pamięć straciła zupełnie i zaledwie słabe odbłyski intelligencyi budziły się w niej niekiedy.
 Doktór drżał z przerażenia, patrząc na straszne spustoszenia, jakie w niej sprawiła trucizna.
 Sumienie przemówiło w nim nakazująco nareszcie.
 — Nie! to nazbyt haniebnie! — ozwał się do brata stojącego w osłupieniu. — Ja niechcę aby to dziewczę umarło!... Nie chce kończyć mojej karyery łącząc się ze zbrodnią!... Nieylko że umrzeć jej niepozwolę, ale zawlokę przed sądy tych, którzy ją na śmierć zawyrokowali!
 — Ty... zrobiłbyś to? — zawołał Piotr przerażony.
 — Zrobię! a wiesz, że tego co postanowię, dokonam!
 — Ależ ty mnie zgubisz natenczas!...
 — Nie obawiaj się niczego! Potrafię działać w ten [ 142 ]sposób, ażeby ciebie ocalić, zresztą wszakże i o mnie, tu chodzi!... Niechcę zasiąść na ławie zbrodniarzów przed sądem!
 Gdy doktór Giroux raz co postanowił, nic nie było w stanie sprowadzić go z powziętej drogi.
 Nazajutrz po wydaniu poleceń, jak mają postępować z chorą, wyjechał do Paryża zabrawszy z sobą świadectwo podpisane przez doktorów Liray i Despreaux, a zawierające adres rodziny mniemanej Aliny Eugenii Pertuiset.
 Za pierwszym krokiem odkrył zbrodniczą zręczność kryminalistów.
 Pod wyżej wskazanym adresem, to jest pod numerem 56 na Strasburskim bulwarze rodzina Pertuiset była całkiem nieznaną, jak również na ulicy Aqueduc, gdzie jak wskazywał protokuł, miała się urodzić Alina Eugenja i żadne dziecię noszące to imię nie zostało zapisanem w dniu 3-im Września 1871 do ksiąg ludności w merostwie jedenastego okręgu.
 Pozostawało teraz doktorowi Giroux odszukać dwóch lekarzy, którzy podpisali to dziwne świadectwo.
 Obaj uciekli, oskarżeni o wspólnictwo w różnego rodzaju sprawach podejrzanych.
 Zaczął odszukiwać teraz Gastona Deprèty, byłego towarzysza galer niegdyś jego brata, zdawało się jednak że go nie odnajdzie.
 Tajemnica stała nieprzeniknioną, jak pierwej.
 — Nie tracę nadziei mimo to wszystko — mówił wracając do Joigny. — Uzdrowię to dziewczę, a wtedy ona wskaże mi swoich morderców!
 Wróciwszy do Zakładu, zabrał się energicznie do leczenia, otoczył Maryę-Blanke pieczołowitym staraniem, ale niestety szalona trucizna poczyniła takie straszne spustoszenia w tem młodem organizmie i mózgu, że napotykał tu nieprzełamane trudności.
 Blizko trzy tygodnie tak upłynęły, a żaden pomyślny skutek się nie objawił.
 Przeciw trucizna dawana codziennie w wielkich dozach działała z niepokojącą powolnością.
 W miesiącu Styczniu doktór Giroux miał powtórnie wyjechać. Ważny interes wzywał na południe Francyi.
[ 143 ]Wiedy to wysłał list do Lucyana de Kernoël prosząc, aby młodzieniec pośpieszył swój powrót do Zakłapu, ponieważ przed wyjazdem chciał go wtajemniczyć we wszystkie szczegóły służby.
 Z rana w dzień Nowego Roku, Lucyan ukazał się z bagażem w Domu zdrowia, gdzie oczekiwany był przez doktora.
 Dzięki ci żeś się stawił na moje wezwanie — rzekł tenże witając młodzieńca. — Potrzebuję pilno twojej obecności. Idź teraz wypocznij nieco, a wróć na obiad siódmej. Jutro obznajmię cię ze szczegółami służby, jaką powierzyć ci pragnę.
 Dzień wydał się być śmiertelnie długim Lucyanowi, mimo serdecznego przyjęcia doktora. Biedny chłopiec gnębiony był obok tego owym niewytłumaczonym spotkaniem z młodą dziewczyną, jaką uważał za Marye-Blankę.
 — Do jutra rana, o dziewiątej, na wizycie-rzekł doktór Giroux. ściskając na dobranoc rękę Lucyana.
 Po nocy spędzonej bezsennie, młodzieniec stawił się na oznaczoną godzinę.
 Służba już zebrała się w komplecie w małym pokoiku na parterze.
 Oprócz Lucyana de Kernoël znajdowało się tam dwóch przybocznych lekarzy, aptekarz oraz znaczna liczba infirmerów i infimerek.
 Doktór Giroux przedstawił Lucyana otaczającym i rozpoczął wizytowanie chorych. Przy każdym z nich spędzono blizko pół godziny.
 Pozostawało teraz odwiedzanie odosobnionych.
 Giroux odprawiwszy cały persones służbowy, pozostał sam z Lucyanem i jedną infirmerką.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false