»Igraszki Jej Ekscelencyi«, komedya w trzech aktach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Makuszyński
Tytuł »Igraszki Jej Ekscelencyi«, komedya w trzech aktach
Pochodzenie Dusze z papieru Tom II
Data wydania 1911
Wydawnictwo Towarzystwo Wydawnicze
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom II
Cały zbiór
Indeks stron
[ 221 ]

»Igraszki Jej Ekscelencyi«, komedya w trzech aktach.

 

W pierwszym akcie »Igraszek Jej Ekscelencyi« wybucha z głośnym hukiem bomba; powinno to być poczytane za uczciwość autorów, że już w pierwszym akcie dają do zrozumienia, z czem będziemy mieli do czynienia. Zapach dynamitu unosi się nad sceną niemal aż do końca, w którym za to czuć najwyraźniej perfumy, wybitnie francuskie i to nawet niepośledniego gatunku. Wiedzieć nie można, który z autorów pisał sceny ostatnie; z rewerencyi domyślamy się, że je tworzyła kobieta; sceny ostatnie komedyi, jeśli nie dowodzą talentu, dowodzą znakomitego obznajomienia się ze współczesnem komedyopisarstwem francuskiem; sam, wyraźnie sam Bernstein nie zrobiłby ich efektowniej. Dla zakończenia sztuki musimy jej wysłuchać całej; dowodzi to wprawdzie wielkiego sprytu autorów, ale zresztą pod tym względem każdy pisarz sceniczny jest dziś mądrzejszy od [ 222 ]owego gospodarza z Kany galilejskiej, który podłe wina na koniec chował. W czasach posuchy i jałowości robi się już z trzech dowcipów farsę a z jednej sceny komedyę, trudno przeto odrazu wygrywać atuty. Dlatego też »Jej Ekscelencya«, niewiasta wielce sprytna »igra« sobie przez trzy akty, tak tylko, pour passer le temps, do godziny dziewiątej, bo nie wypada, aby się sztuka kończyła przed dziesiątą; potem gra już wielce forsownie i wszyscy są zadowoleni. Nie było żadnych nadzwyczajności — no tak, ale ostatnia scena... Wszystko to już było — no tak... ale ta »ostatnia« scena. »Melodramat z psychologią« — no tak, ale przecież ta ostatnia scena...

Można być oberwańcem, ale trzeba mieć piękny krawat, bo często krawat ocali opinię, tem więcej, jeśli sympatye są gotowe w powietrzu.

A sztuka ta miała wśród publiczności dziwną sympatyę; smutne opowieści o jej młodziutkiej autorce zrobiły swoje. Jednakże i bez tych opowieści możnaby mieć sympatyę do tej sztuki, przez pół naiwnej, przez pół zręcznej, przez pół naciągniętej i szczerej przez pół. Naiwne rozważanie wielkich spraw, pensyonarskie, pełne szczerego entuzyazmu odnoszenie się do krwawych tragedyi, ma swój nieszkodliwy urok; a zaraz potem zastanawia zręczne operowanie czemś takiem, co jest zdaleka, przez lupę podobne do psychologicznych zagadnień, a co w [ 223 ]rzeczywistości jest komunałem z literackiego podręcznika na temat niewieścich niekonsekwencyi, co w istocie jest tem, co służy za codzienny motyw francuskiej komedyi.

O rzeczy takie łatwo, trudno i coraz trudniej o pomysłowe tło, na któremby można pokazać tę suknię z paryskiej pracowni, z Gymnase czy z teatru pani Rejane.

Autor i autorka »Igraszek Jej Ekscelencyi« wybrali wśród tysiąca próbek — rewolucyę rosyjską. Jest to jeszcze towar, który popłaca. Pan Kampf zrobił taką rewolucyjną sztukę; grali mu ją na całym świecie, na samym Montparnasie coś czterysta razy, przetłómaczyli na chińskie, tylko w Polsce jej grać nie chcą, bo w Polsce rewolucya rosyjska to nie jest marcypan, ani inny taki egzotyczny artykuł, który w podziw wprawia wiedeńczyków.

Wszelakie sztuki na tem tle, są albo obliczone na gruby efekt i jeszcze grubszy interes, jak sztuka E. Czirikowa, albo jest to bomba taka jak sztuka, przerobiona z noweli Savage’a, albo też jest to naiwny melodramacik, jak »Igraszki Jej Ekscelencyi«. Całe szczęście, że w sztuce tej nie idzie wyłącznie o rewolucyę, tylko użyto jej jako »barwnego« tła do... prawie psychologicznych roztrząsań.

Rzecz się dzieje w wielkiem mieście rosyjskiem. Gubernator urządza przyjęcie, bo chociaż [ 224 ]to gubernator, bywał na przedstawieniach teatralnych i wie, że autor nie znalazłby innego sposobu zapoznania widzów z osobami sztuki, daje zazwyczaj na koszt jednej z tych osób przyjęcie w pierwszym akcie. Gubernator przyjmuje tedy gości, którzy mówią o niczem wprawdzie, ale czasem wesoło, starając się nawet o igraszki słów.

— Ci rewolucyoniści utrudniają memu mężowi życie — rzecze dama.

— Za to on im ułatwia śmierć, łaskawa pani — rzecze gentleman.

Bohaterka sztuki, »jej ekscelencya«, żona gubernatora, od najpierwszych słów zdradza się, że jest córką z lewej ręki któregoś z pisarzy francuskich, przytulona tylko przez wiedeńskich autorów. Jedną ma zaletę niesłychaną: w charakterze tym utrzymuje się do końca, nawet za cenę rozmaitych nieprawdopodobieństw; aby ją określić krótko, jest ona bardzo udatnie, od początku do końca — konsenkwentnie niekonsekwentna.

Jej ekscelencya »igra« ze wszystkiem. Mówi do jakiegoś rosyjskiego hrabiego bez zająknięcia:

— Chcesz pan zawrzeć ze mną liaison?

Ponieważ zwykle każdy hrabia na to się godzi, wybiera się do niego i w tym celu każe sobie przygotować jakiś tam stanik bez podszewki, czy coś takiego. W tej chwili wybucha [ 225 ]straszliwa bomba: Gubernatora rozerwało na dwoje! »Jej ekscelencya« wpada w spazm, po chwili jednak przypomina sobie bardzo zresztą zużyty efekt, który ma służyć do straszliwie ironicznego ukazania w całej nagości duszy niewieściej. Woła tedy, łkając:

— Biegnij do krawca! Już nie potrzeba stanika, każ zrobić dwie suknie z krepy.

Dowcip stary, jak rosyjska rewolucya.

Należy tedy stworzyć sytuacyę bardziej zajmującą. Wobec tego »Jej Ekscelencya« wytęża się na nową komedyancką igraszkę. Idzie do więzienia i rozmawia w cztery oczy z mordercą swego męża.

— Chcę o jedno tylko pana zapytać: dlaczego? dlaczego?

Młody dynamitard wygłasza w tem miejscu długie kazanie; gada rzeczy naiwne, frazesy i liryczne wiersze. Ujął tem wszystkiem tak bardzo jej ekscelencyę, że mu ona chce pomódz do ucieczki. Ponieważ jednakże dynamitardom nie wypada schodzić z piedestału, odrzuca jej ofiarę. Więc jej ekscelencya rozpocznie nową igraszkę; wybawia rewolucynistów z więzienia, wykrada dokumenty, przejmuje tajemnicę, jednem słowem robi na złość »Urzędowej żonie«. Boli ją jednakże to, że musi robić to tylko, co jej każą, a onaby chciała ujrzeć raz »centralny komitet« i działać sama. [ 226 ]

Teraz kazali jej pomódz do zgładzenia — jej wymarzonego kochanka. Rewolucyoniści są to ludzie złośliwi i lubią bardzo teatralne efekty; zresztą są to ludzie bardzo łagodni i dla dobra komedyi robią z siebie nawet operetkowe figury. Dają jej plan i każą prowadzić kochanka na śmierć. Kochanek ten jest to w sztuce figura bardzo dobrze zrobiona, również wedle francuskiego żurnalu; trochę cynik, trochę człowiek przeżyty, »dobrotliwy filozof«, figura, potrzebna zawsze we francuskiej sztuce do robienia dobrych dowcipów.

Przyszedł policmajster i doniósł, że rewolucyoniści mają zamordować: generała, księcia i jego samego.

— Całą partyę whista wysadzą mi w powietrze — powiada »pogodny filozof«.

— Pana także mają zamordować, ale dopiero jutro.

— Więc czemu się pan już dzisiaj tak wzrusza?

Jej ekscelencya, widząc, że kochanka ostrzeżono, postanawia zamordować go sama; bardzo go poetycznie do tego przygotowuje.

— Pani wygląda jak Judyta.

— A zna pan historyę z Holofernesem? Pan będziesz Holofernesem.

I mierzy w niego z browninga.

Holofernes ani się ruszył, ani drgnął, co po [ 227 ]dziwem przejęło publiczność. Jej ekscelencya mierzy po raz drugi. On ani drgnął.

— Judyta nie używała rewolweru... — rzecze spokojnie.

Odwaga tego »pogodnego filozofa« stąd pochodzi, że jako człowiek z kulturą, wiedział dobrze, że jej ekscelencya nie strzeli, bo nie byłby to żaden efekt, że gdyby strzeliła, sztuka zakończyłaby się jak najpodlejszy melodramat, że całe trzy akty zostały napisane po to, aby przy końcu zrobić niespodziankę i nie strzelać, że wreszcie cała sensacya z »psychologią« na tem w tej sztuce polega.

Stwierdziwszy to, odebrał jej rewolwer i pojechał z nią razem do Monte Carlo.

A cała ta niespodzianka w końcowej scenie wyszła sztuce na zdrowie; scena ta, dobrze zrobiona a jeszcze świetniej zagrana, ukoronowała słabiuchną sztukę, dorobioną do tej sceny — w sposób pomysłowy. Jej ekscelencya utrzymała się doskonale w charakterze; była od początku do końca kobietą, naturalnie, że nieprawdziwą, ale przecież prawdziwą kobietą z komedyi, noweli i powieści, potraktowaną jednakże dobrze, bo z dość subtelną ironią na komedyanctwo i »igraszki«.







#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false