Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 146 ]
XXV.

 Skoro tylko Paryż dowiedział się o podpisaniu traktatu, jaki miał kres położyć czteromiesięcznemu oblężeniu, ludność wyczerpana na siłach brakiem żywności i pozbawieniem się najpierwszych potrzeb życia, pokrzepiała się zwolna. Oddychano swobodniej, pragnąc zapomnieć o przebytych klęskach. Doświadczano tego rozkosznego uczucia wolności, uczucia uwięzionych, którzy nareszcie widzą otwierające się przed sobą drzwi więzienia. Wierzono w przyszłość!
 Niestety! Wszelkie cierpienia i męki uspokojone chwilowo, miały odżyć we dwa miesiące później, w sposób bardziej dotkliwy, bardziej bolesny, bardziej przerażający! Roztoczyła się panowanie Kommuny.
[ 147 ] W dniu 18 Marca, wybuchnął ów ruch szalony rozsiewając po nad Paryżem nowe trwogi i cierpienia.
 Nieprzezorność rządu dopomagała do wybuchu tego powstańczego wulkanu.
 Gwardya Narodowa Paryża pragnęła zachować swoją artyleryę dopóki prusacy niewydalą się z Francyi. Przyrzeczono jej, że tak się stanie, a mimo tej obietnicy pokuszono się o zabranie artyleryjskich zapasów, zamkniętych w Montmartre i Belleville.
 Wskutek stawionego oporu, krew popłynęła, wybuchnęło powstanie.
 Komitet centralny ulokował się w Ratuszu, a jego delegaci zawładnęli administracyą, prefekturą policyi i kilkunastoma merostwami okręgu.
 Rząd usunął się do Wersalu, oddziały wojsk regularnych poszły za nim, jako też wszyscy urzędnicy i Paryż pozostał oddanym na łup rozpasanej tłuszczy.
 Teraz to rozpoczął się epizod przerażającej dzikości, rodzaj krwawego karnawału, z jego wielkimi ludźmi i zaimprowizowanymi jenerałami.
 Rozpoczęła się rzeź, rabunek, morderstwa.
 Zabierano zakładników, księży ścigano, jak dzikie zwierzęta, kościoły przemieniano na składy żywności i amunicyi, oraz na kluby kommunistów. Zewsząd dobiegały bluźnierstwa, widniały zbezczeszczone ołtarze.
 Nastąpiło panowanie wyuzdanej bezwstydnej rozpusty rodzaj „delirium tremens“ oszołomionego tłumu idjotów, do którego przyłączyła się cała tłuszcza złodziei kryminalistów, po za rogatkowych włóczęgów, najbrudniejsze szumowiny wielkiego miasta.
 Wszyscy ci rozbójnicy oczekują sposobnej chwili, ażeby zatopić szpony w łonie Francyi, udusić ją i nią zawładnąć. Nasunęła się sposobność, korzystają z niej przeto.
 Serwacy Duplat znalazł się w swoim żywiole. Posiadał teraz wszelkie kwalifikacye, jak widzieliśmy, które powinny były zwrócić na niego życzliwą uwagę Kommunistów.
 Z prostego sierżanta jakim był, został odrazu kapitanem i paradował dumnie w swoim czerwonym pasie i śmiesznie ugalonowanym mundurze.
[ 148 ] W swoim okręgu napawał przestrachem i gnębił uczciwych ludzi. Znaglał przemocą odważnych i mężnych, rekrutując ich do powstańczych bataljonów, grożąc im śmiercią w razie oporu.
 Było to panowanie „Terroryzmu“, tak przerażające, jak w roku 1793.
 Ksiądz Raul d’Areynes nie mógł się utrzymać na zajmowanem przez się stanowisku, ponieważ kościół świętego Ambrożego tak jak i inne stał się własnością Kommuny.
 Nie mniej odważny, jak ówczesny Arcybiskup Darboy nie chciał również jak on wyjechać z Paryża, opuścić swych biednych, i pozbawić opieki dotkniętych niedolą. Na myśl ucieczki przed groźbą pochylenia głowy przed obelgami nikczemników, burzyła się w nim jego krew staroszlachecka!
 Narażony na ciągłe niebezpieczeństwo, ponieważ jako kapłan stał się przedmiotem nienawiści zaślepionych sekciarzów, odwiedzał pomimo to wszystkich, bądź to fizycznie bądź moralnie upadłych, potrzebujących jego pomocy do dalszego życia, lub błogosławieństwa w chwili zgonu.
 Wychodząc na ulicę niezaniedbywał środków ostrożności, ażeby nie narażać się nierozważnie, wychodził zwykle wieczorem, z zapadnięciem zmierzchu, udając się tam, gdzie wzywał go obowiązek. Nie zmieniał wszelako wtedy swej sukni kapłańskiej, ani jej ukryć usiłował, co mu się wydawało być nie godziwem jego powołania.
 Nadszedł dzień 15 Kwietnia.
 Paryż od miesiąca należał do powstańców, broniących się oddziałom wojsk osadzonych w Wersalu, a strzegącym głównie bram wejścia od strony Passy, które artylerya rozbijała na szczątki, równie jak i fort d’Issy.
 Ksiądz Raul od ostatniej swojej bytności u Gilbertów Rollin, nie odwiedził ich powtórnie, nie dla tego, ażeby zapomnieć miał o nich, ale wypadki stanęły mu przeszkodą w tym razie.
 Znając dobrze Gilberta, mocno się niepokoił, ażeby tenże nie rzucił się na oślep w ów ruch rewolucyjny i niepociągnął wraz z sobą swej żony w ten wir niebezpieczeństw, który prędzej czy później musiał zostać stłumionym, a czego pragnęli gorąco wszyscy uczciwi ludzie.
 Spostrzegłszy, jaki obrót przybierają rzeczy, wikary [ 149 ]postanowił pójść dowiedzieć się, co robi mąż Henryki, a w razie gdyby się wplatał w ów zamęt, ocalić go przed smutnemi następstwami, jakich można síę było spodziewać z chwila wejścia wojsk regularnych do Paryża. Prócz tego, pragnąc zakomunikować kuzynce wiadomości jakie otrzy Fenestranges, wyszedł więc dnia pewnego z zapadnięciem zmierzchu, udając się na ulicę Servan.
 O tej porze zmniejszał się ruch w tej stronie miasta, nie wielu spotkać było można przechodniów, mimo to niektórzy mówili spostrzegłszy młodego kapłana;
 — Nazbyt odważny jest nasz wikary. Naraża się na widoczne niobezpieczeństwo idąc w sutannie wtedy, gdy wszyscy inni księża wychodząc z domu przywdziewają świeckie ubrania. Mogą go pochwycić każdej chwili, wystarcza ku temu pierwszy lepszy pijak, prowadzący patrol, a wtedy niechybna śmierć go oczekuje!
 Ksiądz d’Areynes przechodził spokojny, nie myśląc niebezpieczeństwie i przybył szczęśliwie na ulice Servan.
 Podczas drogi spotkał kilku gwardzistów, którzy powitali go z poszanowaniem. Byli to dzielni, uczciwi ludzie, wciągnięci przemocą w rozbójnicze szoregi Kommuny.
 Stanąwszy przed drzwiami mieszkania Henryki zadzwonił.
 Otworzywszy mu Gilbert, stanął w osłupieniu.
 — Ty tu... w Paryżu... księże d’Areynes? — zawołałi w swojej sukni duchownej, podczas obecnych wypadków?
 Weszli obadwa do pokoju.
 — Dlaczego cię to zadziwia, że jestem w Paryżu? pytał wikary.
 — Jak to... dla czego? Czyż niewiesz, kuzynie,, że księża obecnie są przedmiotem groźb i prześladowań. Ścigają ich, aresztują, biorą jako zakładników? Wiem o tem wszystkiem.
 — I mimo to nie opuściłeś Paryża?
 — Jak widzisz.
 — I ukazujesz się w swej sukni kapłańskiej na ulicy? Podziwiam taką odwagę!... Narażasz swoją wolność... swe życie!...
 — Niemasz co tak dalece podziwiać — odparł z uśmiechem ksiądz Raul — moje postępowanie jest najprostszem [ 150 ]w świecie, niema w niem żadnego bohaterstwa. Pozostałem w Paryżu, ponieważ moim obowiązkiem jest spełniać dalej dzieła miłosierdzia. Zachowałem mój ubiór kapłański, gdyż nosząc go, jestem zeń dumnym! Powiedz, czyliż żołnierz rzuca swój mundur w chwili niebezpieczeństwa? Tem gorzej dla, tych, którzy sądzą, że ksiądz jest wrogiem. Żałować nam ich wypada. Narażam, mówisz, moją wolność, me życie. Co one dla mnie znaczą? Życie moje należy de Boga, niechaj on rozporządza nim według swej woli!
 — Co cię sprowadza tu do nas? — pytał dalej Gilbert, podając mu krzesło. — Otrzymałeś jaką wiadomość z Fenestranges?
 — Tak, przed dwoma dniami.
 — Jakże hrabia Emanuel?
 — Zdrów zupełnie. Przychodzę właśnie powiadomić was o tem, oraz zapytać czy nie należysz do bandy Kommunistów?
 — Bynajmniej.
 — Cieszę się z tego. Jakże zdrowie Henryki?
 — Bardzo cierpiąca!
 — Nie wychodzi?
 — Nie! leży w swoim pokoju na szezlongu.
 — Mógłżebym się z nią widzieć?
 — Owszem... wejdź proszę.
 Tu Gilbert otworzył drzwi do sypialni, gdzie znajdowała się jego żona i weszli tam oba.
 W rzeczy samej, jak mówił Rollin, młoda kobieta mocno osłabiona, nie podnosząc się, podała rękę swojemu kuzynowi.
 Ksiądz Raul usiadł w pobliżu.
 Henryka, również jak Gilbert, zadziwiła się widząc wikarego w Paryżu.
 — Niechciałem uciekać — odrzekł. — Ucieczka w czasie niebezpieczeństwa wydaje mi się rzeczą tak haniebną jak dezercya żołnierza z pola bitwy.
 — Ależ tu idąc, narażałeś się na niebezpieczeństwa!
 — Mam ufność w Bogu, ze mnie osłaniać będzie przeciw napastnikom i badzo jestem zadowolony, żem przyszedł; podwójnie zadowolony, ponieważ moje tu przybycie pozwala [ 151 ]mi mój błąd naprawić. Źle osadziłem twojego męża, podejrzywałem go i niesłusznie pomawiałem.
 — Źle osądziłeś? — powtrzyła Henryka, spoglądając na Gilberta — źle rozumiem...
 — Jaśniej więc wytłumaczę. Obawiałem się, ażeby owładnięty ta gorączką rewolucyjną, tak obecnie epidemiczną w Paryżu, nie połączył się z członkami Kommuny, owymi szaleńcami, którzy, gdyby mogli, zadławiliby ojczyznę, unurzawszy ją we krwi i błocie.
 — Jeżeli tak to w rzeczy samej źle mnie osądziłeś, kuzynie — rzekł Rollin. — To pewna, że moje zapatrywania różnią się wiele od twoich, zaliczam się mojem urodzeniem i wychowaniem do owej partyi społecznego porządku, zkąd niemógłbym solidaryzować z rewolucyonistami, dla których bezrząd zasadą. Zresztą, gdybym nawet był zdolny połączyć się z nimi, to obecny stan zdrowia Henryki, wstrzymałby mnie od tego. Niezadługo, ojcem zostanę, niemam więc prawa rozporządzać mojem życiem, które odtąd należy do mego dziecka mówił z obłudnem namaszczeniem, godnem prawdziwego świętoszka.-Posiadam wad wiele, jakie pozwalam ci nazwać, księże wikary, nawet występkami, pozostały wszelako we mnie pewne tętna, o których istotnie sam niewiedziałem, a jakie zbudziły się nagle. Najbardziej z nich tkliwem jest uczucie blizkiego ojcowstwa. Wspomniawszy na to, niepoznaję siebie!... czuję się być lepszym o wiele!...
 — W chwili, gdy Rollin wygłaszał ową napuszoną tyradę, wręcz przeciwną własnym zasadom i umysłowi, zadzwoniono silnie do drzwi.
 Henryka drgnęła przestraszona.
 — Kto to być może? — zapytała.
 — Któryś z moich klijentów zapewne — odparł Gilbert, a zwracając się do księdza Raula, rzekł:
 — Gdy się jest ubogim, trzeba zarabiać na życie, jak można. Zajmuje się obecnie załatwianiem spraw spornych. Pójdę zobaczyć kto dzwoni.
 I wyszedł z sypialni, zamknąwszy drzwi za sobą.
 W pierwszym pokoju paliła się lampa. Przeszedłszy przez ten pokój, Gilbert drzwi otworzył.
 Na progu ukazał się mężczyzna z gęstym zarostem, [ 152 ]ubrany w mundur gwardzisty, a pod światłem w sieni palącego się gazu, błyszczały galony przepełniające jego uniform. Miał buty z ostrogami, a przy boku wlokącą się po ziemi szable, olbrzymich rozmiarów, prawdopodobnie skradziona z jakiegoś składu starożytności, lub u kupca tandety. Dwa długie pistolety widniały zatknięte za pasem skórzanym, pokrytym z wierzchu drugim pasem czerwonym. Czapka jego włożona na bok ku prawej stronie z fantazyą, niknęła literalnie pod złocistemi naszywaniami. Daszek tej czapki, rzucał cień na twarz wybladłą, wyniszczoną rozpustą, a oświetloną dwojgiem oczu o dzikiem spojrzeniu.
 Spostrzegłszy tę osobistość, która w swojem dziwacznem ubraniu przypominała olbrzymią małpę, Gilbert cofnął się mimowoli.
 — Kto pan jesteś? Czego chcesz? — zapytał.
 — Kto jestem? ha! ha! niepoznajesz więc kolegi, przyjaciela? odparł ochrypłym głosem. Czyżby dla tego, że mam teraz wyższy stopień służbowy i zapuściłem brodę, zmieniła się o tyle moja fizjonomja?
 I krótką, a grubą ręką, pomuskiwać począł z zadowoleniem zarost, pokrywający mu połowę twarzy.
 Rollin poznawszy głos byłego niegdyś sierżanta, jakiego niewidział od dwóch miesięcy.
 — Serwacy Duplat! — zawołał.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false