być szczęśliwy. A właśnie robak zwątpienia, sceptycyzm głębszych natur nie daje mu w radości korzystać z owoców zasługi.
Są znów dni, kiedy wydaje się Rufinowi, że oto rozminął się z przeznaczeniem. Wybrana bowiem na towarzyszkę życia kobieta wyziębiła w nim idealizm wrodzony, obniżyła lot i pracy jego narzuciła kierunek praktyczny. Kiedyindziej przypomina sobie nagle drobne jakieś małżeńskie uchybienia. I widzi siebie jako wyrafinowego rozpustnika, który nadużył zaufania tej uczuciowej, szlachetnej, czystej kobiety i jedynie dzięki obłudnemu zachowaniu pozorów nie zniszczył szczęścia rodzinnego. Dręczy się tedy wyrzutami sumienia, rozważa, jak zbawiennie wpłynęła żona słodyczą charakteru i rozsądną dobrocią na jego usposobienie; jest pewien, że tylko ona uchroniła go od pesymizmu, któremu ulegał w młodości, gdyż włożyła nań słodkie obowiązki ojcostwa, wskazała życiowe cele bezpośrednie – właśnie gdy zwątpił już był o celach humanitarnych i wszechludzkich.
Czasami wszystko, co osiągnął, wydaje się