się już nigdy na lepsze nie zmieni, może być tylko gorzej. Lata mijają, do nauki niema książek ani czasu, robota jest bezużyteczna, życie jest bez celu.
Chawa myślała długo i wszystko rozważyła, zanim poszła za miasto i w ogrodzie jakiejś willi wypiła do dna buteleczkę jodyny. Wiedziała, że się będzie męczyła, ale krótko. Tymczasem znaleziono ją, ukrytą w zaroślach, i choć broniła się i szarpała, zawleczono do obcego domu i przemocą nalano mleka do spalonego gardła. Później przyjechał doktór i przepłukał jej żołądek.
Po paru dniach przyszła Chawa do tej willi z bukietem georginji. Była poważna i podziękowała za ratunek. Obca pani uścisnęła ją i powiedziała: «Co za szczęście, żeśmy tam pannę Chawę znaleźli. Zła chwila minęła, panna Chawa jest młoda i ładna, tyle życia ma jeszcze przed sobą. Teraz jużby tego nigdy nie zrobiła, prawda?» — Tak, — odrzekła Chawa powoli. — »A gniewała się na nas i szarpała, nawet musieliśmy być trochę