Cały most w pożarze szumiących płomieni. Szum, blask i chłodny, wonny wiew. Kwiatów pełny most, wybrzeże! tłum kwiatów na placu i ulicach! wśród kwiatów huczą płomienie; paprocie kwitną! Zerwij! zerwij kwiat!
— Ludzie! resztę nocy do rana będę wam z wozów znosiła kwiaty — za jeden kwiat.
— Sprzedajem tylko we dnie. Tej nocy dajem darmo. Bierz, co sama chcesz.
— Zadużo, zadużo kwiatów, by wziąć. Wszystkie zgarnę do oczu, i was. Ale jednego nie znajdę wśród tylu. Jeden trza dostać, by wziąć.
— Do dyabła! trza wziąć, żeby mieć.
— Biada mi, biada!
— Precz ztąd!
.......Za rzeką wstają zorze.
Palisada złocona. Za nią ogród-eden. Tam ją powita słońce. Dziś argus śpi — wszystko można. Włóczęga już za palisadą.
W chłodnych szeptach wiatru zorzy budzą się omdlałe posągi. Perli się rosa, żwir zgrzyta pod stopą. Cicho szemrzą fontanny, dymią krągłe wód lusterka. Szumią gaje.
Tam za odwiecznym obeliskiem wstaje słońce!
Witaj, strzało kamienna, szyldwachu Izydy na placu krwawym! Chwała ci, ojcze słoneczny, Ozyrysie! Jako ty niechaj mi się stanie dusza rozdartą i jasną — Bądź pochwalone, słońce, że mi się tu objawiasz w dniu nowym — Bądź pochwalone chwiejnem majaczeniem onej nocy błędnej, bezsennej.
Dalej! dalej!
Tam — ciemne pałace zbrodniczej przeszłości; tu — łuk tryumfu po przez krwawy plac.
Lunatyczka dobywa nowej fali sił — i gna. Powozy
Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/85
This page has not been proofread.
INTERMEZZO
73