A na nim czaprak złotolity —
Rubinów ogniem mieni się!
Koń złotogniady drogiej maści,
Królewskich stadnin cenny dar,
Uszami strzyże, ku przepaści
Ostrożnie stąpa, minął jar —
Gdy kosodrzewia dotknie nogą —
Rozdyma chrapy, parska wciąż: —
A za nim krętą, dąży drogą,
Co się tu wije jako wąż,
Wielbłądów szereg, dzwonki dźwięczą
Weselny orszak żywo mknie,
W gasnącem słońcu barwna tęczą,
Świetne ich stroje błyszczą się!
Przodowy jeździec, rycerz znany
Pan Synodalu, chwała gór,
On do Tamary ukochanej,
Do najpiękniejszej z Gruzyi cór
Pospiesza dzisiaj, by w objęcia
Porwać ją — unieść w auł swój.
I na wspomnienie kras dziewczęcia,
Najsłodszych marzeń widzi rój!
Najgorsza droga pozostała
Tu do przebycia. Pada zmrok,
Na lewo przepaść, z boku skała,
Jeden fatalny konia skok,
A jeździec runie w otchłań czarną,
Gdzie grzmi Aragwy bystra toń!