— Aaa! — jęknęło coś strasznie w duszy nieszczęsnej aktorki, która zdobyła się na odwagę i chciała być człowiekiem.
Wszedł wielki działacz i nie stanął w jej obronie. Stchórzył sromotnie. Więc biedna pani Anna wybiegła z tego straszliwego domu; poszła się leczyć z miłości. I wyleczyła się, bo kiedy Liski przyszedł do jej garderoby, aby zaproponować małżeństwo, pani Anna ze smutnym uśmiechem podziękowała mu za łaskawą grzeczność i odmówiła.
A w tym samym czasie wypłowiały pan Nieciuszko przychwycił młodego aktora, wymykającego się z garderoby donny, przynależnej, jako żywo, jemu, panu Konstantemu Nieciuszce, tytułem używalności; i oto w tym zblakłym człowieku wybuchła pasya najgorszego gatunku, taka, co już nie robi dyskusyi, tylko odrazu bije. Bowiem zacny ten człowiek nie bawił się w hipokryzye i mało dbał o to, czy kto wie, czy kto nie wie, że on się z aktorkami zadaje. Ale ponieważ jest straceniec, cała ta awantura nie wyprowadziła go z jego... nierównej równowagi, bo najspokojniej w świecie powiada do swojej donny:
— Będę czekał po przedstawieniu pod filarami...
— Tam, gdzie zawsze. — rzecze znów najspokojniej ona.