i kiedy teraz Sudermann tworzy, to jest, chce bożą metodą twórczą stworzyć z niczego coś, historya się nie udaje; pierwej bowiem brał »nic« i ubierał w róże słów, które rosły podlane szampanem i to uchodziło za twórcze dzieło; teraz na róże i szampan nikt nie chce patrzeć i z całej twórczej roboty pozostaje to zasadnicze »nic«, czy tam »Łódź kwiatowa«, a nad tem wszystkiem niewypłacalny autor z miną Jeremiasza (Stary Testament i Sudermann niedaleko) i płacząc szuka, czy tam przecież jaki »Kamień pod kamieniem« nie ocalał z ogólnej zagłady?...
Zebrawszy tedy wszystko, czem kiedykolwiek stroił swoje dramaty, wszystkie pozłótki słów, wszystek martwy szych, całą zręczność pisarską, jaką posiada, i całą pomysłowość, ile jej było we własnych romansach, ustroił niemi »Łódź kwiatową«, usiłując ją odepchnąć z mielizny twórczej na szerokie wody. — Płyń łódko moja, pogoda sprzyja, niech cię ochrania... dobra firma.
I nic. Kwiatami strojna łódź już nieraz pływała, »za wiosła mając madrygały« i krzyku w dramatycznej literaturze o to nie było. A teraz zrobiła krzyk jedynie histeryczna bohaterka sztuki.
Więc »Łódź kwiatowa«. Skądżeż ten wyszukany i wykombinowany tytuł? To, zdaje się,