szablonu i banalności, mieni się całą kaskadą barw w powiedzeniach, Suderman się wije, chcąc różami zakrywać luki, lecz banalności i niepomysłowości zupełnie to pomódz nie chce, choćby się nawet ze względu na sytuacyę rozczulającą niezmiernie publiczności podobało.
Potem już ostatni bieg pomęczonych koni do mety; byle prędzej i byle skończyć efektownie, z szerokim ruchem i głośnym krzykiem. Mistrz jest Sudermann w urządzaniu scenicznych zakończeń. Mnóstwo jest w tej chwili hałasu i wrzawy, publiczność aż się z siedzeń podnosi, bo w tej chwili kogoś za sceną zabili nie byle czem, bo aż rybackim harpunem, jedno odchodzi smutne i ciche, drugie czołga się po ziemi, a trzecie znowu śmieje się za sceną, jak się król Lear nie śmiał w najwyższem stadyum obłąkania, A publiczność, ta, która się nie obraża, bo jej te historye nie dotyczą, powiada ze zdumieniem na taki w istocie najteatralniejszy z widoków: To jest Sudermann!
Och, tak, to jest Sudermann, świetnie piszący lecz płytki, poeta bez natchnień... Zważony, a znaleziony lekki, bo przepiękne słowa, sceny poszczególne misternej roboty, kwieciste powiedzenia i tym podobne artykuły — zupełnie nic nie ważą. Kokieterya filozofii i plotkarstwo na temat psychologii także nic nie ważą.