»Łańcuch«, pogodne sceny z życia rodzinnego.
Malarz nędzy, śpiewający »Marsyliankę« jak kupletowy refren w obliczu socyalnych okropności, autor »Nadziei« — porzucił swoje pływające trumny i jakby zapragnął wypogodzić duszę, zgniecioną widokiem rzeczy nieprawdopodobnych w romansach, a prawdziwych w życiu — wszedł w inne środowisko. Tytuł dzieła Heijermansa zdradza, że go w tem innem środowisku, którego widok miał zatrzeć wrażenia przykre, spotkały rzeczy niespodziane; szedł, aby wyprostować zgnieciony kark, a musiał się zgiąć jeszcze bardziej, pod brzemieniem tego, co ujrzał; szedł na nieznane widowisko scen pogodnych, a kazał bohaterowi tych scen zapłakać tak gorzko, jak się nie płacze często — bez łez.
Dokonawszy dziwnie komicznego odkrycia, że wszelka słoneczna pogoda, o której się słyszy i mówi, jest tylko senzacyjnym wymysłem