sam wróci. Żałowała może. — W tej chwili pragnął, aby już poszła, aby wróciła do siebie.
Siedział, kryjąc twarz w dłoniach.
— Jesteś niedobra dla mnie, powtórzył, chcąc ocalić jej ambicję — przed nią samą, czy może — przed sobą.
Spłoszył ich szelest na korytarzu. Emil zgasił światło. Wyjrzał po chwili. Było pusto. Aniela wymknęła się po ostatnim pocałunku i wróciła do siebie.
Odetchnął. Powoli mył się i rozbierał.
Plątały mu się pośród pamięci słowa Ady o księciu Jahniatyńskim: „on jest tyle naiwny, że ją kocha“. I dziwił się, że istnieje ktoś, dla kogo ta właśnie kobieta, Aniela, jest cenna. Odkrył, że jedyną wartością kobiety jest miłość, którą budzi. — Bo przecież ona jest taka sama, ta sama — i dla mnie. —
I pomyślał ze zdumieniem, że właśnie mąż Anieli przechodził tam nad morzem obok Diany, nie widząc, nie dostrzegając jej prawie.
XVIII.
W Krakowie odwiedził Emil dawnego nauczyciela swego, pana Tołajskiego, który nosił imię Mansweta i piastował godność jakąś przy tutejszym uniwersytecie. Zmienił się mało. Twarz czerstwą pokryły mu drobne, tylko zbliska widoczne zmarszczki. Piękne sokole oczy patrzyły chmurnie z pod brwi jasnych. Pan Tołajski był równie surowy, zasadniczy i małomówny, jak niegdyś; wydawał się pomimo zmienionych warunków tak samo stale niekontent i wszystkiemu naogół niechętny. Ale Emila nie raziło to już tak, jak w dzieciństwie.