cia krzepili swą wątliznę, w marszach zamiejskich po błocie, w ćwiczeniach, strzelaninie, w brudzie i niewygodach odnajdywali zaprzepaszczoną hygjenę instynktu, antycypowali wrażliwemi nerwami przyszłą, zbawczą kąpiel krwi.
I jak tam, tutaj też, Emil, zbyt dumny i nieśmiały, nie umiał uczynić pierwszego kroku zgodnie z własną chęcią, uległ natomiast wyborowi cudzemu. Zyskał mianowicie niespodzianą przyjaźń niejakiego Rutena, młodzieńca wątłego i wrażliwego, z przekonań skrajnego socjalisty i antymilitarysty, który zgrzytając zębami, z burzą i rozterką w sercu, godził się na konieczność akcji zbrojnej. Ale co dnia nanowo zwalczać musiał w sobie hydrę humanitaryzmu, wstręt do rozlewu krwi, grozę przed widmem wszystkich klęsk wojny.
Emil nierad zrazu, polubił później Rutena, jak niegdyś Fane’a, choć nowy przyjaciel swym wyborem zdemaskował pozorną brawurę i tężyznę Emila, wyczuwając w nim podobne, tylko skądinąd wynikłe, zastrzeżenia i wątpliwości. Emil zresztą w częstych rozważaniach i sporach z Rutenem zajmował z konieczności stanowisko ściślej militarne i narodowe i sam utwierdzał się tem bardziej w swym kulcie dla instynktu, czynu i wogóle rzeczywistości. A z drugiej strony pod wpływem Rutena, a raczej w atmosferze jego gorących pragnień i marzeń uwierzył, że ta młoda, ochotnicza armja zdobędzie niepodległość ojczyny — nie po to tylko, aby wyznaczyć linje jej granicy i urządzić administrację, ale aby ustanowić prawa ludu, na zmartychwstałych tradycjach oprzeć równość i postęp.
W tem życiu nie była już potrzebna rozpacz po Dianie, nie było na nią miejsca. Diana znikła z serca,