Aniela wydawała się na nowo zakochana w mężu. Po dawnemu wodziła za nim trwożnemi oczami, gdy kaszlał, pił zbyt wiele i palił jedno po drugiem grube cygara, a później, idąc w górę po schodach, tracił oddech już na piątym stopniu. Po dawnemu słuchała cicho jego słów szorstkich i niesprawiedliwych. Wolna zresztą na razie od starej księżny i Ady, czuła się szczęśliwa. Jej nieco zbyt widoczna adoracja dla męża wydała się Emilowi jawnym symptomatem skruchy i formą ekspijacji. Był jej przeto rad. Anieli okazywał szacunek i robioną kuzynowską serdeczność.
Stary ksiądz Szpikolos, chłop litewski, który jeszcze spowiadał ojca, znów teraz przyjeżdżał do Kluwieniec i odprawiał nabożeństwa w tutejszej kaplicy. Wszyscy, nie wyłączając Emila, poczytywali sobie za przyjemność, a przynajmniej obowiązek w tem uczestniczyć. Jedna tylko stryjenka Róża pozostawała u siebie, jako niewierząca. Wszyscy szanowali jej przekonania. Nawet bardzo religijna ciotka Sinodworska taiła swój sąd surowy.
Stryjenka Róża była wysoka, grubokoścista, tęga i nieładna. Twarz miała okrągłą i zbyt różową, o rysach pospolitych, nagiem, naiwnem czole i oczach jasnych, trochę wypukłych, bez brwi. Widziana z profilu przypominała nieco wizerunki patrycjuszek z wczesnego renesansu, gdy goliły sobie brwi i część włosów nad czołem dla uczynienia go wyższem i wypukłem. Włosy, upięte z warkocza, zaczesywała tak gładko, że mogła była je zgolić i namalować drugie — z tym samym rezultatem.
Mimo czerwonej twarzy i pospolitych rysów, rąk grubokościstych i nóg za dużych, było w niej trochę rasy. Zwłaszcza ubrana surowo, po angielsku, miała w sobie to coś, po czem w wagonach i hotelach służba