Nie chciał przecież stracić jej, jako przyjaciółki. Przyjaźń jej cenił więcej nierównie, niż kiedyś przyjaźń Fane’a lub Rutena. — Nie przyjaźń serca, zwierzanie zwątpień i smutków, szukanie oparcia. Ale jej przyjaźń — wyszukaną, trudną, odświętną. — Ambicja instynktowa, jakieś wrodzone poczucie przyzwoitości nie pozwalało mu iść do Diany, gdy nie był zdrowy, gdy był zdenerwowany lub głupi, gdy mu było nudno. Od tego był wierny Fane.
Zawsze w najgorszym nastroju będąc, poszukiwał tego niemiłego, małomieszczańskiego przyjaciela.
Fane co dnia odbierał telegramy i co dnia je wysyłał do Ljonu, do Paryża, do Moskwy nawet. Sam na odległość prowadził swe interesy, bacznie nad niemi czuwał. Gdy miał złe wiadomości, skwapliwie dzielił się niemi z Emilem. Powodzenia natomiast wtrącały go w rozterkę. Wspominał o nich niechętnie, melancholijnie lub ironicznie, jak wspomina się o czemś, co nas spotyka niezasłużenie, z krzywdą moralną dla nas, wogóle bez żadnego sensu.
— Dziś ci pokażę młodą baronową Ephraïm. — rzekł raz do Emila. — Wracają tędy z Rzymu, gdzie ona odprawiała dewocje. Umówiłem się z nimi na dziś do Alhambry. Chodź.
Emil się ociągał.
– Warta jest obejrzenia, to ci zaręczam. Pochmurna, szorstka, ale pociągająca w dziwny sposób. Dlaczego nie chcesz?
Emil nie wiedział dlaczego, więc się zgodził. Był tego dnia tak źle usposobiony, że postanowił nie widzieć Diany.
Piękna bankierowa siedziała w loży, jak mały bożek w niszy pogańskiej świątyni. Ephraïm, jak zwykle,