pociągnięty wrotem przyjazna ktora nadal cenił wysoko, ucieszyła się jak dawniej. Nie zapytała o nic, tylko pokazywała mu różne książki, przeczytane odtąd. Ale nie mówiła już do niego po imieniu, co w narzeczu jej nacji było łatwe i przeszło niepostrzeżenie.
Stosunek ułożył się odrazu według życzeń Emila — na gruncie owej doskonałej amitié, sympatji psychicznej, życzliwości dwojga ludzi, którzy się cenią nawzajem i nie mają do siebie żalu. W rozmowach z Dianą odświeżał Emil swe władze myślenia, uśpione milczącemi pieszczotami pani Ephraïm.
Raz kiedyś — napoły żartobliwie, napoły sentymentalnie — pozwolił sobie przecież wspomnieć o tem, co nazwał „erotyczną dygresją“ ich przyjaźni.
Wtedy, niejako odgadując jego myśli, czy nawet — uprzedzając obawy, powiedziała nieśmiało:
— Nie trzeba żałować, że minęło. Można tylko radować się, że było.
I prędko wąskiemi powiekami zakryła źrenice, dlatego, że się powiększyły.
Zresztą i romans z panią Ephraïm nie trwał długo. Jeszcze zanim wyjechała, Emil dowiedział się o niej od Fane’a, że jest w czwartym miesiącu ciąży.
— Nie wygląda na to, — rzekł, czerwieniąc się.
— Właśnie, niktby nie powiedział, — zgodził się Fane melancholijnie. — Henryk mi mówił. Taki jest szczęśliwy.
W głosie Fane’a dźwięczał smętny ton zazdrości. Miał już o tym czasie dość życia lekkomyślnego i bez celu. Marzył o wprowadzeniu pod swój dach jakiejś ukochanej kobiety, która po pewnym czasie stałaby się matką jego dzieci. Była to jednak rzecz trudna,