okropnością roku tysiąc osiemset siedemdziesiątego pierwszego.
Na usposobienie stryjenki źle wpływał jeszcze niepokój o męża, który o tym czasie znalazł się w Wiedniu i jak powiadano — nie sam. I oczywiście, wszelki ślad po nim zaginął. — Z tego powodu matka okazywała bratowej współczucie i otaczała ją znacznemi względami.
Ze stryjenką właśnie i Dickiem przyjechał był Emil do Kluwieniec nieopatrznie, na krótko przed zamknięciem granicy. — Zdawało mu się, że jeszcze i tym razem alarm prasy jest przedwczesny. Zjawisko było zbyt niezwykłe, aby wydawać się mogło bliskie. Nadeszło przecież, o pierwszej już chwili przeobrażając życie ludzi od wierzchu do najgłębszego dna. Przeprowadzona przez wszystkie instancje życia, wojna stała się wciąż obecną rzeczywistością o mnóstwie kształtów, faz i symbolów, wyrażających przecież jedną prawdę, przed której poznaniem ludzie bronili się całym swoim instynktem samozachowawczym, jak przed śmiercią.
Emil odcięty z własnej winy od tych, z którymi teraz pragnął być, pojmował zwolna, że wojna nie jest czemś jednem i prostem, nie dającem się dalej rozłożyć, że to nie jest tylko przejście z bronią w ręku granicy obcego państwa. Tutaj widział Emil wojnę, jako olbrzymie, całkowite przeistoczenie życia socjalnego i psychicznego. Nic nie zostało na swojem miejscu, nic nie było wartością stałą, nic nie było prawem,
Patrząc wokoło, konstatował też wielką różnorakość w reagowaniu na ten kataklizm. Dla wielu wojna stawała się wyłączną treścią przeżywań, uniemożliwiała zwykłą pracę i jakiebądź normalne życie. Ci byli pełni trwogi o swe zagrożone dobro, albo, zatopieni w roz-