Ten obcy człowiek był mu nienawistny nietylko jako — wróg. Był mu wstrętny — w całej swej nędzy oficera bez honoru i ordynarnie zdradzonego kochanka. Ale pod wstrętem i obrzydzeniem taiło się inne uczucie.
Jeszcze raz w życiu Emil pomyślał: niewola.
Wyraźnie uświadomił sobie, że to nie jest fakt, który kwalifikuje pewną sferę życia, jako kaleką czy amputowaną. Że to nie poprostu tylko o to jedno jest mniej, o swoje państwo, o wolność.
Nie. To jest nieustający, wyczuwany zupełnie bez myśli o tem cień upokorzenia, mrok żałoby na wszystkiem, co byłoby dobre i całkowite, na każdej chwili życia. — Nigdy i niczego nie można już uczuć w całej pełni, w całej rozciągłości. Każdy stan, wszystko doznane — jest trochę inne, niż u ludzi wolnych, z ową stałą domieszką, chemicznie zmieniającą świat. Inna jest noc ciemna i jasny poranek, i wiatr i słońce, i nawet dalekie gwiazdy.
Niewola zmienia wartości pojęć. Tylko obywatel wolnego państwa może myśleć o czemś ważniejszem, niż ojczyzna, może sobie pozwolić na cynizm subjektywizmu. Ojczyzna staje się ważniejsza od całego świata, gdy jest w niewoli.
Każda nieużyteczna myśl — jest grzechem. Filozofja i sztuka w kraju niewoli nie może wyjść poza zagadnienia ojczyzny. Mowa i tradycja staje się tajemnicą bytu, praca ludu — jedynym walorem wobec niewiadomego, naród — umęczonym Chrystusem. Nawet religja jest tylko kategorją patrjotyzmu.
Musi tak być, że się z żelaza kajdan, włożonych na ręce, wykuwa ornamenty cierniowe wieńców na głowy. Arcydzieła mistrzów słowa przeznaczone są, aby