Emil. I to odkrycie przejęło go najgłębszem wzruszeniem. — Uczuwał się wprzęgnięty w tę sprawę bezpowrotnie, przynależny tu już bez zastrzeżeń, poprzerastały nawskroś nićmi związków, które przeciąć może tylko śmierć.
XXXVIII.
W to jasne, oczywiste życie wdzierała się jeszcze czasami myśl o Ninie i całym jej świecie, jak zły koszmar.
Nie chciał jej już pamiętać. Odwracał się od nieznośnego wspomnienia. — Cała ta wiosna, spędzona w smutnych promieniach jej dziwnego, nienawistnego szczęścia, cała ta śliczna wiosna, pełna głuchej, niewymownej męki, była jak zielone moczary, wciągające w swą głąb.
Emil widział w tem teraz jakąś ciemną wolę podświadomości, jakąś suggestję niby to przemożnych, od niego niezależnych przeznaczeń. Za nic z owego czasu nie brał na siebie odpowiedzialności, umywał ręce.
Przez cały czas pościgu kawalerja szła w awangardzie. Emil ze wzruszeniem słyszał pierwsze strzały utarczek. Zapytywał siebie bacznie, czy się nie boi. Nie, nie bał się. Był niecierpliwy, był pijany z niecierpliwości i szczęścia.
Dość długo przyszło mu czekać, aby coś się stało. Wychodził z innymi, jechał w szpicy — baczny, uważny, skwapliwy. Jeszcze nie dziś, jeszcze nie tu — —
Ach, lubił te dalekie, skryte wyprawy, pieszo albo