mat. Sprawy ułożyły się nagle w innym porządku — jakby po obu stronach imaginowanej linji, leżącej na granicy zdrowia i choroby.
Diana zjawiła się znów w innym zupełnie charakterze — jako zdrowie i pogoda nerwów. Nie miała nic wspólnego z nienawistną wówczas obczyzną, była własna, najbliższa, nieodzowna, jak powietrze. I przeciwstawiła się jej ostatecznie nie ojczyzna wcale, ani obowiązki patryjoty, tylko jeszcze piękniejsza kobieta, naiwna i zepsuta, jak złe dziecko albo zwierzę. I wtedy Diana stała się reprezentantką intelektu i męczącej abstrakcji, a baronowa Ephraïm — zmysłów i znowu jedynie prawdziwego życia. Zresztą tylko do rewelacji Fane’a, która bardzo Emilowi popsuła ten plan, tak prosty i pociągający.
Emil widział, że życie jest wciąż ruchome, nawet wtedy, gdy się już stało.
Później takim szkicem, błyskawicowym zygzakiem nowego zupełnie planu było zetknięcie się ze światem duchowym Niny.
Emil doznał tego wówczas, jak gromu, jak nadludzkiego rozczarowania. Wszystko, co przedtem było, przedstawiło mu się w innym układzie. Czyny, kiedyś obojętne, otrzymały teraz kwalifikację moralną, olbrzymiały, jako grzechy. Jakże był pyszny, sądząc, że niema zła i dobra, jakże błądził, pobłażając sobie i rozgrzeszając siebie owem złem, które wszędzie upatrywał pośród świata, złem obowiązującem, które uważał właśnie za siłę. — Jakże sam byłem zły, ileż zrobiłem złego, — myślał Emil. I widział przed sobą tylko skruchę, tylko żal za grzechy i odkupienie win.