Page:Hrabia Emil.djvu/84

This page has been validated.

— A teraz ty pójdziesz z nami, Anielo, — rzekła Ada. Tamta wstała posłusznie, był to bowiem rozkaz.

Zrobiło się tak jakoś, że nagle szli wybrzeżem tylko we troje: Ada, Aniela i Emil. Ada rozsiała gdzieś łatwo resztę młodzieży, w kawałkach ciemności, spadających z drzew i szpalerów, pogubiła wśród tłumu młode hrabianki.

— Proszę was teraz, chodźcie sobie tutaj spokojnie, — rzekła do obojga dość surowo, uśmiechając się jednak na wszelki wypadek. Miała oczy płonące i błyskała zębami. Nawet Emil zauważył, że jest ładna. Kwiat na jej piersi wydawał mu się podobny do rany. — I razem z tą swoją raną jedwabną w najbliższej ciemności znikła, jak dym.

Przebiegła niewidzialnie ów błam mroku, śledząc w rozbawionym tłumie idących sylwetkę Ephraïma. Czuła to, że idzie on tam, nawet niezupełnie go widząc. Jakże znała, jakże umiała na pamięć wszystko w tym człowieku. Wiedziała każdy jego ruch, spojrzenie, głos, sposób chodzenia, lekkie, cudowne pochylanie głowy. Jej zmysłowa, gorąca natura zajmowała się płomieniem od jego widoku, gorzała z niecierpliwego szczęścia. Nie na odwadze zbywało jej w tej chwili. Tęsknota, podobna do głodu, zachwyt jęczący, gniew krótki i bez tchu odurzały ją i pchały naprzód.

Była szybka, cicha i zręczna. Dopadła tamtych, zanim skończyły się ciemności. Stanęła za Ephraïmem, wzięła go mocno pod rękę i pociągnęła w tył. Ani owe kobiety, naprzód idące, ani refleksyjny Fane nie zauważyli nawet, jak im przepadł w tłumie. Zato najbliżej będący mogli widzieć Adę, lecz cóż to dziś znaczyło.

Nie przeraził się wcale napaścią nagłą. Czyż mógł

82