Nie życie, nie doświadczenie kilkoletnie, ale właśnie myśl rozważająca i skupiona pouczyła Anielę, że stosunek do niej męża był zły i krzywdzący. Jedynym symptomatem jego miłości była dzika zazdrość. Wszystkie delikatności uczucia, wszystkie małe tajemnice i czary były od pierwszego dnia tej „miłości“ skazane na zagładę, na rychłą, smutną śmierć.
— Gdyby był mię choć trochę tak kochał, jak ja jego — myślała Aniela. I już była w oczach swoich mniej winna.
Od przyjazdu do Krakowa Aniela wydała się na tę miłość z całą łagodnością i tkliwą ufnością swojej natury. Godziny, w które nie widziała Emila, spędzała jak we śnie. Wodziła za nim wiernemi oczami, zdając na instynkt wszelką troskę o konieczną konspirację.
Zaraz pierwszego dnia Emil złożył dwie nieodzowne wizyty familijne u dalekich swych krewnych, którzy tu stale mieszkali. W obu domach uznano za słuszne mówić Emilowi o jego ojcu, którego pamiętano właśnie w jego wieku. Był w samej rzeczy słynnym myśliwym, człowiekiem znacznej siły i ponadto rzadkiej odwagi. Wspomniano też melancholijnie o jego wysokich internacjonalnych konkietach. — Emil zrobił niezłe wrażenie, ale okazało się, że w niczem nie przypominał ojca. Sam wyznał z uśmiechem, iż bynajmniej nie jest odważny.
Przez dwa następne dni zmieniła się pogoda, nastały wichry i chłody. Emil kaszlał nad ranem i miał nieznaczną gorączkę. Lekarz, do którego się wybrał, radził mu zrezygnować na razie z rozpoczynania tu studjów i znów wyjechać. Emil tyle tylko uzyskał, że nie na południe.