Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/22

This page has not been proofread.
— 4 —

Za reboka Czorlińsciego, co jachoł po sece,
Be go jacie tam nieszczesce nie spotkało w świece.
Porę razy, ciej jesz do dnia bjegła na rorote,
Wzęna w płachce też ze sobą mnodzie chleba brote,
I kożdemu ubodziemu po puł brota dała
A za chłopa kochanego modlec sę kozała.
Jak ju przeszła wreszce chwila, ciej on mnioł powrocec,
Tej kozała swemu knopu za wies jisc oboczec,
Cze nie jedze z Pucka nazod tatynk ukochany,
Kożdy chwile i godzene tęskno spodzewany.
Knop tej bjeg za bożą mękę, wszęde sę obrocoł,
Cze tam drogą gdze od mniasta ojc nie będze wrocoł,
Bo i mesloł sobie Jąnek: jeże go oboczę,
To so będę dzys zajodoł bąmbąm i kołocze.
Ale tatynk nie przejeżdżoł, czekoł knop i czekoł,
Jaż nareszce drżąc od zeme do dum sę przenekoł
I rzek z płaczem do swy nanci, że jesz ojc nie jedze
I że buten pozasepoł smnieg wsześciuchne mniedze.
Więc kobjeta coroz więcy tropi sę, kłopoce,
I narzeko, lamęńtuje całe dnie i noce.
A ciej czwortą ju niedzelę prożno go czekała,
Poszła tej do plebaniji, talor na mszą dała;
Razem z ksędzem sę modleła le za chłopa swego,
Be go Bog zachowac roczeł od wsześciego złego.
Lecz Czorlińsci, jak nie wroco, tak nie wroco jeszcze,
A tu jagwińt ju sę kuńczy i czas łowić leszcze;
Szczucie, lene i moryncie roją sę pod lodem,
Trzeba chyże, poci mroze, łowić je niewodem.
Krewta z Wilciem ju tesące przedale kobjele,