Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/37

This page has not been proofread.

— 19 —


Nawrócenie żedow.

Wnet ju znowu wszetko beło na saniach w porządku,
Wsześci tak so powsodale, jak beło z początku.
Więc żem prędko ruszeł ze wse z mojemi mośkami —
Wnet ju beło Kobesewo, Bog wie gdze, za nami.
Jeże znowu gdze pod gorę konie sę zbliżałe.
To ju żede bez proszenio ze sani skokałe;
A ciejm potym zjeżdżoł na doł, choc tam szło jak z dachu,
To sedzałe sztel na saniach i nie mniałe strachu.
Tak nauczeł sę rozumu nen szachrajści ludek,
Skorno poznoł, że Czorlińści to nie żoden dudek.
Ciej so znowu zaspiewałe, to le decht cechutko,
A pytałe, cze pozwoląm, barzo pokorniutko.
Jeno Lajzer, com go użeł w studni do retunku,
Wjedno mruczoł cos pod nosem, jakbe we frasąnku.
Bartek trząś sę le od zeme i zębuma zgrzytoł,
Ale tero nicht o niego więcy sę nie pytoł.
Jo le czasem: — Boże odpusc! — szeptoł so po cechu,
Bo sę jednak za muj fidziel kąsk żem bojoł grzechu.
Tak żem jachoł coroz dali po strępanym torze,
Kole połnia żem poposoł w jedny karczmnie w borze.
Wszetko jakos szło mnie dobrze, jeno roz o mało,
Żem mech żedow nie pokoroł, a to tak sę stało:
Ciej uzdrzołem na smińtorzu piękną bożą mękę,
Zaro więc, ja dobry Polok, bjerzę czopkę w rękę.
Ale one zatwardzałe żedowście pogane,
Razu głową nie ciwnęne i czopkow nie zdjęne.
Jaż mnie wstyd beł, nieboroka, tacie bedło wozec,