Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/67

This page has not been proofread.

— 49 —


Bartek sę pokazuje.

Dnia jednego, rozpoczając o bosci pomoce,
Smutnie stojoł so Czorlińsci prze ocienka kroce
I wezeroł na Conowa komnine wesocie,
Na przekrete smniedziem pola i żółte obłocie.
Bjelo smniegu przeboczała szemla mu drodziego,
A żółtawa masc obłokow konika gniadego. —
Coż sę tero z nimi dzeje? — Chtoż jim do obroku,
Skorno on ju porę niedzel nie mo jech na oku? —
Ciej tak patrzeł, tej zdowało jemu sę, że blisko,
Kole muru, chtos tam jego wemowio przezwisko,
Prędko wezdrzoł ku ny stronie, spostrzeg — reta! reta!
Żeda Bartka, co go, druche, kąseczk ju znajeta.
Nisko kłąnio sę źedzesko rzekąc: — Szajn dobry dzeń!
Jo ju czakąm z kamrotami na waspana tydzeń.
Ale jesz żem dotąd z pąnem nie mog przyńdz do mowe,
Może pąna dzys wepuszczą — wszetko ju gotowe!
Za to, że mnie w Kobesewie pąn retowol żece,
Jo żem pąnu sę odwdzęczec muszol noleżece
I żem przesąg — jak doch prowdes — że me samni bele
Sobie winni, że w Kantrzenie nama uwięzele —
Że tobole nasze waspąn zawioz do Conowa,
Za co, że to mniedze nami tako bela zmowa. —
Pąn Czorlińsci sę z redosce prawie nie posodoł
Czując, jak o webawieniu Bartek jemu godoł;
Zaro bez żelazne krote ręce wecyg obje,
Jakbe chcoł wej żeda Bartka przegarnąc ku sobie,
I zawołoł: — Bartek, brace, moje ukochanie,
Niech cy za żeczliwosc twoją niebo sę dostanie!

 5*