Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/81

This page has been proofread.
65
MISS ŚMIERĆ


Uliczna latarnia przygasa i znów błyska na wietrze, jakby mrużyła oczy. W pokoju prawie ciemno. Olbrzymi cień palmy na tapecie powały, jak potworna czarna ręka malowana na starych geograficznych kartach. Prześliczna rzeźba na pianinie wydłużyła szyję, jakby podsłuchiwała. Gracje na greckim fryzie senne, wychudłe w półmroku, zmęczone i bez ruchu. Jakiś srebrny drobiazg lśni na biurku. Kwiaty bez barwy sterczą jak niepotrzebne sprzęty; wszystko jest niezmiernie zmęczone, bez siły i bez czucia.

— No tak... — mruknął on i zginął w ciemnym kącie, w głębokim fotelu.

Chuda, angielska miss Śmierć przymknęła oczy. Wszystko jakby się skurczyło i zmalało.

— Miss...

— Do mnie mówisz? Czego?...

— Słuchaj, miss! wszystko się skończyło...

— Zmierzch bogów? Och! Tragediante. Mój kochany, nudny jesteś jak polski feljetonista.

— Miss, ja mówię prawdę...

— Co takiego mówisz?

— Prawdę...

— Gdzieś ty dzisiaj pił? Praaawdę mówisz? Jezus, Marja! Idź wołaj stróża, żonę i jego dzieci, prawe i nieprawe. Albo biegnij do psychjatry i powiedz, że masz taki ból głowy, że od zmysłów odchodzisz...

— Miss...

— Albo telegrafuj do rodziny, niech się zjeżdża, o nieszczęśliwy, niezmiernie biedny człowieku!

— Miss...

— fllbo prześcieradłem nakryj głowę i pokazuj się za pieniądze jako zakryty posąg w Sais... La! la! Czekaj.

Miss się podniosła szybko.

— To musi być jakiś nowy trick... Której to potrzeba prawdy? Musi mieć chyba nieswoje włosy, jeśli się nie boi, że jej dębem staną na cudnej głowie. Tego jeszcze nie było w twoim repertuarze.