— 13 —
Komiczną farsą było wystąpienie królika czarnogórskiego, mającego pod swą władzą nie więcej ludzi, niż pięciu komisarzy policyjnych w Warszawie.
Ale krew leje się. Muzyka wojenna gra. Setki trupów, tysiące kalek zalegają pola bitew.
I to jedno nie jest farsą.
Sądzę, że ten pogląd na wojnę bałkańską zawiera wyczerpującą odpowiedź na pytanie, nad którem zazwyczaj biedzi się prasa polska wobec każdej wojny: po czyjej stronie powinny być nasze sympatje?
Oczywiście, zagadnienie to dla nas, obojętnych widzów zapasów świata, jest nawskroś akademickie, zaś „sympatia“ nasza nawskroś platoniczna. Chociaż „Kurjer Warszawski“ podczas wojny włosko-tureckiej z najpoważniejszą w świecie miną upewniał, że turkofilskie stanowisko prasy polskiej głęboko ubodło Włochów i wywołało wśród nich prąd antypolski, wobec czego „Kurjer Warszawski“ nawoływał do zmiany uczuć. Ale „Kurjer“ jest już po to „Kurjerem“, aby — jak mówią Francuzi brać pęcherze za latarnie.
My, którzy złudzeń podobnych nie podzielamy, wiemy, że sympatje i antypatje prasy polskiej nie obchodzą absolutnie nikogo. Bo kiedy prasa francuska wyraża swe sympatje dla Słowian bałkańskich — to znaczy, że w ciągu dni kilku społeczeństwo francuskie zorganizuje oddział Czerwonego Krzyża, który w miarę sił i możności działać będzie wśród wojsk słowiańskich. Kiedy z kolei Piotr Loti i Klaudjusz Farrere ogłoszą płomienny manifest na rzecz Pół-