— 41 —
i braku humanitaryzmu, obierają tego, kto na sztandarze swym wypisał: wolność, równość i braterstwo.
Nie było paradoksem, gdy opozycyjne mieszczaństwo niemieckie obierało do parlamentu oraz sejmu pruskiego Beblów, Liebknechtów i Singerów, nie było paradoksem, gdy „intellectuel’e“ francuscy z Sorbony przeprowadzali na posłów Viviani’ego, Fribourg’a, Lefèvre’a i innych socjalistów. Nie przestawał być demokratą polskim Daszyński, przez długi czas obierany w konserwatywnym Krakowie, również dzięki poparciu głosów żydowskich.
Nie będzie też paradoksem, gdy skrępowani łańcuchami prawodawstwa antysemickiego, nękani zmorą antysemityzmu społecznego, żydzi obiorą skrajnego lewicowca, demokratę i wroga wszelkich zaciemniających świadomość narodową, szowinistyczno-klerykalnych wybryków.
Gdy nadomiar zrównoważą w ten sposób szale sprawiedliwości, przechylone w fałszywym kierunku przez ordynację wyborczą.
Zaciążą nie na tej, której wagę nadała owa ordynacja, lecz na tej, która dźwiga ciężar krwawego potu proletarjusza polskiego.