to, czy on jest wypływem osobistego zboczenia z właściwej drogi, czy wywołany małżeństwem.
Ma pani słuszność, twierdząc, iż człowiek ma pewne zobowiązania względem siebie samego, jako istoty powstałej na podobieństwo Boga, przez które nie powinien zezwolić na upośledzenie swego ciała.
Lecz to nie ma żadnego wpływu na stosunki małżeńskie, których owocem są dzieci. Urodzenie dziecka, jego odżywianie i wychowanie jest pokutą za grzech, wywołany fizycznem obcowaniem; prócz tego wyzwala z grzechu okres ciąży i karmienia dziecka. Naszem zadaniem nie jest wydanie sądu, czy rodzenie dzieci jest dobrodziejstwem, lub nie. Wiedział bowiem co czyni ten, który ustanowił taką pokutę za utratę czystości.
Wybacz Pani, jeśli to, co powiem, będzie jej nieprzyjemne. Twierdzenie, jakoby matka stała się przez rodzenie dzieci nerwową, jest brzydkim przejawem egoizmu. Nie na to człowiek żyje, aby się mógł rozkoszować zdrowiem i wesołością, lecz, aby dokonał dzieła, dla którego jest przeznaczonym. Jako kobieta górująca nad swym mężem niepokalaną czystością, może mu Pani pomódz do jej osiągnięcia. Nie spełniwszy zaś sama swej powinności, toruje Pani w każdym razie drogę żywota istotom, które mogą ją spełnić i potrafią!
Żąda Pani odemnie praktycznej rady, w jaki sposób ma Pani postępować z mężem. Otóż sąd mój w tej sprawie jest następujący: Wytłumacz