Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/118

This page has been proofread.

— 112 —

dzić prawdy przysłowia, które powiada, że z jakim przestajesz, takim się stajesz, że zaś rzeźbiarz przez całe życie wykuwa z kamienia bałwany, to też zazwyczaj bałwanieje. Jak mało mają ci ludzie fantazji, tego można się dowiedzieć z polskich powieści, w których bohaterem jest rzeźbiarz; w stu takich powieściach na sto, rzeźbiarz zakochał się w jakiejś cud-dziewicy, której kształty dobrze mu się zarysowały przez suknię, rzeźbiarz uczynił naturalnie z cud-dziewicy wspaniały posąg nagi, w marmurze, zwykle Galateę, Wiosnę, Sfinksa, Anioła smutku; każda z tych dziewic zdradziła potem każdego rzeźbiarza, co nikogo nie dziwi i oto rzeźbiarz, chwyta młot i zamiast sprać dziewicę w jej własnej osobie, rozbija jej posąg i łka na gruzach. Zwykle taki bałwan dostaje jeszcze zapalenia mózgu, ale to nie konieczne. Upiłbym się z radości z powodu odrodzenia polskiej powieści, gdyby się w której z nich znalazł w epilogu rzeźbiarz, co nie rozbija posągu, lecz go sprzedaje za dobre pieniądze, a niewiernej kochance posyła bukiet, związany zielonym jedwabnym stryczkiem.

Po za tem, jak się rzekło, rzeźbiarze jest to naród niezmiernie miły, choć z przyrodzenia tępy a łagodny. Powiesz mu dowcip, a on się najpierw chwyta za brzuch, tarza się ze śmiechu przez dwie godziny, a potem powiada: „powiedz mi jeszcze