Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/148

This page has been proofread.

— 142 —


— No, no! — mruczy mój przyjaciel z uznaniem.

— Wypił duszkiem i zdawało się, że znowu nic. Ale potem to się w nim wódka zapaliła...

— Jakto, zapaliła się?

— Tak się to mówi. Coś się w nim zrobiło takiego, że zaczął konać, zamiast, żeby skonał ten jego przyjaciel. Tacy to są przyjaciele na świecie, tacy przyjaciele! No i umarł, biedaczysko na naszych rękach...

Zrobiło się na chwilę bardzo cicho, bo zdawało się nam, że dusza tego nieszczęśliwego człowieka krąży wśród nas, dopiero po chwili zapytał Chrząszcz dziwnie ponuro:

— Czy nieboszczyk miał lekką śmierć?

— Wieczne odpoczywanie, — odrzekła matrona, — dość lekką.

— I ja tak myślę, — rzekł Chrząszcz, zamyślony.

W tej chwili niewiasta otworzyła torebkę, która kiedyś była ze skóry, teraz zaś wyłaziły z niej ceratowe wnętrzności; tak, a nie inaczej musiała wyglądać puszka Pandory. Pochyliła się nad jej wnętrzem i wpuściła w nie jedno oko, jak sondę, nie przestając za pomocą dziwnego kunsztu, ani na chwilę obserwować mnie i Szymona. My zaś wciąż patrzyliśmy z nabożeństwem na Andziulkę, która zaskrzepła w bólu wspomnień,