Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/158

This page has been proofread.

— 152 —


— Eustachy, kochasz mnie?

„Przyjaciel bez najmniejszej wątpliwości“ odpowiedział mu wyraziście zrozumiałem dla nas spojrzeniem, że i do psa się można przywiązać z miłością, cóż dopiero do przyjaciela.

— W takim razie bierz to i namaluj!

To rzekłszy wetknął mu w rękę konterfekt tego wisielca, który wymknął się katowi, wypiwszy duszkiem litr spirytusu.

Szczygieł spojrzał i zdumiał.

— Ha! — rzekł.

— Nie chcesz?

— Chcę! — rzekł Szczygieł.

— Więc czemu jęczysz?

— Znam go!

— To jest znałeś go, bo umarł. To jest pan Kalicki...

— Jak?

— Kalicki... Mąż tej starszej pani... Tem chętniej go pewnie namalujesz, żeś go znał. Miły był jegomość — co?

Szczygieł zrobił trupią fizjognomję, co świadczyło, że się w duszy pokłada ze śmiechu; równocześnie schował szybko fotografję do kieszeni, jakby się bał, że się Chrząszcz rozmyśli. Musiał się jednak weselić nadzwyczajnie, bo takiej smutnej gęby nie miał dotąd nigdy jeszcze i od czasu