Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/26

This page has been proofread.

— 20 —

już prosto ku domowi, coraz bardziej mu się bowiem czyniło gorąco i coraz więcej był spocony.

W domu nastraszył się światła; żona siedziała przy lampie i czytała jakąś opuchłą książkę, co Kierczowi było na rękę, udał bowiem, że jej nie chce przeszkadzać i poszedł do swojego pokoju. Myślał o tem, jakby niewidocznie zamknąć drzwi na klucz, ale się bał, że to może zwrócić uwage. Po godzinie zastanowienia się, wpadł na genialny koncept, udał się bowiem ze swoim skarbem do lokalu, z wejścia do którego przyzwoity człowiek nigdy i nikomu sprawy nie zdaje. Zamknięcie się w nim na klucz jest również uzasadnione obyczajową tradycją.

Zachowywał się cicho, jak mysz. Wydobył perły z ukrycia i poczuł, że mu w gardle zasycha: był to ogromny bicz pereł wielkich, cudownie lśniących, z różowym odcieniem, bardzo ciężkich.

Panu Kierczowi uczyniło się słabo.

— Miljon! — pomyślał i począł liczyć perły szeptem, jakby w tem, nieodpowiedniem na modlitwy miejscu, odmawiał różaniec. Był już przy dziewięćdziesiątej, kiedy nagle ozwało sie dyskretne pukanie do drzwi.

— Pawełku, czyś nie zachorował? — pytała żona.

Pan Kiercz zadrżał i ukrył perły błys-