Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/71

This page has been proofread.

— 65 —


— Obrażać się pan nie potrzebuje, a starej kobiecie wolno prawdę powiedzieć.

— Dwa ruble?!?

— A pan zaraz myślał, że co? Że mu kamienicę dam, aby mi mury popaskudził? Idź pan na rynek, to może pan znajdzie więcej. Dwa ruble piechotą nie chodzą, a ja cały tydzień żyję za takie pieniądze. Patrzcie ich, dwa hrabie!

Siedziałem przybity i opuściłem głowę na piersi, słuchając jednakże dalej terkotania, które się, homerowym mówiąc stylem, dobywało z za płotu zębów. Tylko, że to nie był płot, ale dwa kołki w płocie. Ciocia miała mi jeszcze do powiedzenia wiele i to rzeczy, których się najmniej spodziewałem.

— Nie potrzebuje pan zaraz krzyczeć, żem skąpa... Komu zostawię? Obcym ludziom? Zawsze to on jest syn mojej siostry...

— Święta prawda, szanowna pani.

— To też jemu zostawię, ale za życia ani grosza... Ani grosza, żeby na ulicy kamienie tłukł, żeby wodę nosił!

— O, tego on nie zrobi! Kamienie tłuc, to nie zbrodnia, ale wodę nosić! Ha!

— Nie bądź pan taki wesoły, bo ja mówię ważne rzeczy. On jest, widzi pan, ostatni z familji, a ja familijny honor znam. I dam tylko