Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/86

This page has been proofread.

— 80 —


— Jak się mój syn nazywa? — pyta Chrząszcz.

— Józef, Marek, Aureljusz!

— Bogdajeś skonał! — rzecze Chrząszcz.

Po rozpatrzeniu się wśród młodej Polski, która łaziła po rynku, wybraliśmy sobie andrusa, takiego pierwszej klasy, mądrą szelmę, który sprzedawał listowy papier; znaliśmy łotra, bo się po teatrze kręcił, potem sprowadzał dorożki. Był bardzo wykształcony „kinematograficznie“.

— Ty andrus! jak się nazywasz?

— Najpierw się pan przedstaw.

— Słuchaj, smarkaczu, zarobisz dwa ruble!

— Akuratnie pan tak wygląda, jakbyś pan miał dwa ruble!... Te, te... hrabia.

— Ojca masz?

— Zapytaj się pan mojej mamy.

— A gdzie ojciec?

— W kryminale! Jednoroczniak na rządowy koszt.

Wzięliśmy rzezimieszka do domu, gdzie ze złodziejską powagą wysłuchał, o co rzecz idzie.

— To nie jest żadna sztuka, — powiada, — w teatrze tom nawet anioła robił — (dobry Boże! ładny anioł!) — Tylko daj pan zaliczkę, bo gdzie ja pana potem znajdę?

Uczyliśmy indywiduum cały dzień, co ma robić i co tam ma gadać; ubraliśmy go, jak tylko