Raz cię widziałem na jakimś pogrzebie,
Za trumną myśmy obaj tylko szli.
Grzebałem dziwny jakiś sen i złoty,
Dobry, młodzieńczy... Miałem oczy suche,
Odtąd mam oczy ślepe, uszy głuche:
Pogrzebion jest mój sen, przedziwny, złoty.
Potem widziałem cię na szczycie góry
Kiedyś był kuszon, gdy ci Szatan w lice
Rzucał królewskie, świetne błyskawice
I słał pod nogi tęcze i purpury.
Potem widziałem ciebie... już nie pomnę...
W ogrodach, zda się, bo szumiały drzewa
I z kwiatów była ogromna ulewa:
Tyś był i ja i anioł był ponury,
Który miał skrzydla sępie i ogromne.
Czekałem, kiedy sępi łuk zatoczy.
W pamięci łowię dzień ten, lecz nie pomnę...
Kwiaty mi wtedy upadły na oczy,
Wonie jak węże pełzały w pobliżu;
Potem widziałem ciebie już na krzyżu.
Potem po twoim milczącym pogrzebie
Do Emaus myśmy obaj razem szli...
Zstąp do mej łodzi. Czekałem na ciebie
Wiele gwiaździstych nocy, wiele dni.
Taka jest cisza na Genezarecie
Jaka jest w tobie, albo we mnie.
Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/37
This page has been proofread.
33
CHRYSTUS NA JEZIORZE