Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/54

This page has been proofread.

— 44 —


Inna zaś mówi do innej:

— Czy pani już widziała tutaj Piotra Altenberga?

— Co też pani mówi?

— Tutaj on nie przychodzi, bo taki poeta, to się nie kąpie. Popatrz pani zato na tę śpiewaczkę, gdzie ona ma łopatki? W całkiem innem miejscu...

Tak to oni sobie gadają, a morze, ciepłe jak samowar, szumi sobie z irytacją i gdzie może, tam bryźnie jadowicie, na jakieś straszliwe udo albo pierś wyniosłą. Zasię po brzegu przechadzają się dostojni męże, ludzie stateczni i poważni; niosą przed sobą kosmate brzuchy, jak skórzane bukłaki, opuchłe od wody, głowy zaś zadarli wysoko i wystawiają gęby na słońce, które z nich wyciąga uśmiech boleśnie rozkoszny i kroplisty pot, aby było ładnie. Rozprawiają o rzeczach poważnych i pełnych mądrości.

— Widziałem, że pan podał rękę temu z Drohobycza, a wie pan, co mówił jeden mądry człowiek? Powiedział tak: jeżeli takiemu podasz rękę, to policz zaraz potem palce, bo ci z pewnością ze dwa ukradł.

Lezie potem jeden z drugim w wodę, popróbowawszy jej najpierw końcami palców u nogi, potem palców u rąk, następnie, oczy zamknąwszy, ciskają się w straszliwy odmęt, sięgający aż do brzucha, zasię w tej okropnej morskiej otchłani dzieją się rzeczy wspaniałe. Krzyk, wzdychania, szumy, szmery, śmiech, płacz dzieci, pluskanie,