Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/62

This page has been proofread.

— 52 —


Radość życia jednakże najlepiej demonstruje się straszliwym rykiem, co snadnie zauważyć można w gabinecie dentysty, lub w szkołach śpiewu; jednemu ulżyło w paszczy, drugiej na duszy, — jeśli się tedy polskiemu malarzowi, lub pisarzowi lekko uczyni w rozchełstanej duszy, błogo na sercu i w głowie mu wino złote zaszumi, czyni to, co czyni morze, opiwszy się złotego, upajającego, miesięcznego światła, — woła sobie w głos i śpiewa i raduje się na złość parszywemu losowi; jest to bowiem indywiduum złe, kaprawemi na świat patrzące oczyma, złośliwe, jak szympans, podejrzliwe, jak prokurator, nieużyte, jak dyrektor banku. Przeto mu urąga bezpańskie morze i ta czereda dostojna, co niema kredytu u Boga i ludzi.

Właśnie się morze stroi, tysiąc sobie gwiazd przypiąwszy na wyniosłej piersi i wspaniały order Złotego Księżyca, na wielkiej, fjoletowej wstędze nieba. Legło sobie wygodnie, zlekka oddycha, czasem westchnie i w długie ręce lagunów ująwszy Wenecję, przygląda się jej smutno, jak zabawce, wyrzezanej ze złota i marmurów, zielonemi, mądremi oczyma. A ile razy dojrzy skazę w marmurach, albo groźną, złą szczelinę w pałacowym murze, tyle razy westchnie cichutko; potem to miasto śmiertelne podnosi w górę na księżycowej poświacie, jak na obłoku i o północnej godzinie modli się szmerem i szumem i łkaniem:

„Oto jest radość moja i moja duma, dziecko najukochańsze, urodzone ze mnie, jak kwiat. Ocal