Page:Nałkowska - Książę.djvu/223

This page has been validated.
215
 
 

każdym razem — ale zawsze ma jednakowe ubranie, jednakową broń i jednakowe serce, obojętne serce, do którego niema drogi.

Czasami stają się rzeczy potworne: oni śmieją się wtedy ze mnie, śmieją się wtedy, kiedy ja w obłęd wpadam ze śmiertelnego bólu. Śmieją się z mego krzyku i bezużytecznego uporu. — Odchodzę — głośno płacząc na ulicy — i gdzieś po drodze tracę przytomność i ktoś odwozi mnie do domu.

Nie widzę go, nie mogę go zobaczyć. I to jest tak straszne, że chwilami wydaje mi się jeszcze straszniejsze od samej tej śmierci. Wydaje mi się, że gdyby mi pozwolili go zobaczyć, to już później zgodziłabym się na wszystko, na wszystko — —

Ale to chyba dla tego, że jeszcze nie wzięłam w siebie całej prawdy tego wszystkiego...