Page:PL A Daudet Mały.djvu/102

This page has not been proofread.

 W ciągu tej pięknej przemowy uczniowie śmieli się w kułak, a klucze pana Viot podskakiwały z radości. Biedny Mały, wyprostowany na katedrze, blady z wściekłości, wysłuchiwał tych obelg, połykał upokorzenia w milczeniu; gdyby się odezwał słowem, zwoinionoby go ze służby, a dokąd wówczas pójdzie?
 Wreszcie zabrali się i poszli po godzinnych przemówieniach, gdy się ich elokwencja do cna wyczerpała. Jak tylko drzwi się za nimi zamknęły, powstał ogłuszający hałas. Starałem się uciszyć go trochę, ale napróżno; dzieci śmiały mi się zuchwale w oczy. Sprawa Boucoyrana doreszty podważyła moją powagę.
 O, była to straszna sprawa!
 Całe miasto zostało nią poruszone... W „Małym klubie“, w „Wielkim klubie“, w kawiarniach, na poobiedniej muzyce wciąż tylko o niej rozprawiano. Dobrze poinformowani nowinkarze udzielali publiczności przerażających szczegółów. Okazuje się, że ten wychowawca jest potworem, smokiem z baśni. Torturował dziecko z wyrafinowanem okrucieństwem. Nie nazywano go inaczej, jak „ten zbój“.
 Kiedy wreszcie młodemu Boucoyran uprzykszyło się leżeć w łóżku, rodzice umieścili go na szezlongu w salonie; w ciągu całego tygodnia przez ten salon przeciągały istne procesje. Młodociana ofiara stała się przedmiotem najwyszukańszych czułości.
 Dwadzieścia razy zrzędu musiał opowiadać, jak się to wszystko stało, a za każdym razem nikczemnik nie omieszkał dodawać nowego jakiegoś szczegółu. Stare panny nazywały go „biednym aniołkiem“ i karmiły słodyczami. Dziennik opozycyjny skorzy-