Page:PL A Daudet Mały.djvu/107

This page has not been proofread.

 Zwierzenia miłosne... Możecie sobie wyobrazić, jak byłem dumny, słuchając zwierzeń człowieka tego wzrostu! Podnosiło mnie to we własnych oczach.
 Oto jak się rzecz miała. Ten frant spotkał na mieście, w pewnem miejscu, którego nie mógł mi wymienić, pewną osobę... i zakochał się w niej bez pamięci. Osoba ta należała do tak wysokich kół towarzyskich, hm, hm! — domyślacie się zapewne — do tak nadzwyczaj wysokich sfer, że fechmistrz do tej pory nie mógł dość nadziwić się samemu sobie, że śmiał na nią podnieść oczy. Jednakże, pomimo tak wysokiego stanowiska — hm, hm! — nie wątpił, że uda mu się pozyskać jej względy; uważał nawet, że już nadeszła stosowna chwila, aby listownie wyjawić jej swoje uczucia. Na nieszczęście, fechmistrze niezbyt wprawnie władają piórem. Gdyby to jeszcze chodziło o gryzetkę — mniejsza z tem! ale gdy się ma do czynienia z osobą, tak wysoko postawioną i t. d., prosty język żołnierski nie wystarcza!... tu mógłby jedynie sprostać zadaniu poeta.
 — Już widzę o co chodzi — przemówił Mały z miną wielce kompetentną — chciałby pan posłać swojej wybranej parę rajskich ptaków i pomyślał pan o mnie.
 — Tak właśnie — odparł fechmistrz.
 — A więc, zgoda, jestem do pańskiego rozporządzenia. Tylko, jeśli pan chce, aby wyznania nie wyglądały jak zapożyczone ze Zbioru listów miłosnych, muszę posiadać o tej pani pewne szczegóły.
 — Jest to blondynka z Paryża. Pachnie jak kwiatek, i nazywa się Cecylja.