jeszcze, by mógł zrozumieć nasze nieszczęścia — był zaledwie o dwa lata starszy ode mnie — płakał z wrodzonej potrzeby — dla przyjemności.
Dziwny to był dzieciak z tego Kubusia; zaiste, można powiedzieć, że miał fenomenalny dar łez! Jak tylko sięgnąć mogę pamięcią, widzę go zamsze z zaczerwienionemi oczami i zapłakaną twarzą. Płakał wciąż, płakał wszędzie — rano, wieczór, w dzień i w nocy, w szkole, w domu i na przechadzce. Gdy go pytano: — „Co ci jest?“ — odpowiadał, łkając: — „Niiic!“ — i najciekawsze to, że naprawdę nic mu nie było.
Płakał tak, jak inni wycierają nos, tylko że częściej — i tyle. Czasami pan Eyssette, zniecierpliwiony, mówił do matki: — „Ten mały jest nieznośny, popatrz tylko na niego — to istna rzeka!“ — Na co matka odpowiadała ze zwykłą sobie słodyczą: — „Co ci to szkodzi, wyrośnie z tego, w jego wieku byłam taka sama“. — Tymczasem Kubuś rósł, nawet bardzo szybko, ale z „tego“ jakoś nie wyrastał. Przeciwnie, szczególny dar wylewania bez powodu strumieni łez rozwijał się w tym dziwnym chłopcu nieledwie z dniem każdym.
To też zmartwienia rodziców były dla niego okazją nielada; skorzystał z niej odrazu w całej pełni, szlochając od rana do nocy, bezprzestanku, zwłaszcza, że nikt już teraz nie pytał go: — „Co ci jest?“ Tak więc dla Kubusia, zarówno jak i dla mnie nasza ruina miała dodatnie strony.
Co do mnie, byłem zupełnie szczęśliwy. Nie zajmowano się wcale moją osobą; korzystając z tego, całemi dniami bawiłem się z Rouqet w opustosza-
Page:PL A Daudet Mały.djvu/11
This page has not been proofread.