Page:PL A Daudet Mały.djvu/118

This page has not been proofread.

się; nie spoglądał już na mnie tak groźnie, a wkońcu, gdy się dowiedział, że nie chcąc go zdradzić, naraziłem się na wypędzenie z kolegjum, wyciągnął do mnie obie ręce i wyrzekł z prostotą:
 — Danielu, zacne z was serce!
 W tej chwili usłyszeliśmy turkot powozu; to pan viceprefekt odjeżdżał.
 — Zacne serce z was — ciągnął dalej mój przyjaciel fechmistrz, ściskając mi dłonie, tak, że aż kości mi trzeszczały — zacne serce z was, tyle tylko wam powiem... Ale chyba wiecie sami, że ja nie pozwolę, aby ktokolwiek się za mnie poświęcał.
 Mówiąc to, skierował się ku wyjściu.
 — Nie płaczcie, Danielu, idę w tej chwili do dyrektora i przysięgam — wam, że nie wy zostaniecie wyrzuceni ze szkoły.
 Zrobił jeszcze jeden krok ku drzwiom, potem wrócił, jakgdyby sobie coś nagle przypomniał.
 — Ale, zanim pójdę, musicie to wiedzieć. — Stary Roger nie jest sam na świecie; ma tam, w jakimś zakątku, chorą matkę... Matkę!... Biedna, święta kobieta! Obiecujcie mi, że do niej napiszecie, gdy już będzie po wszystkiem.
 Powiedział to poważnie, spokojnie, głosem, który mnie przeraził.
 — Ależ co chcecie zrobić?! — zawołałem.
 Roger nic nie odpowiedział; odchylił tylko kurtkę i ukazał mi w kieszeni połyskującą rękojeść pistoletu.
 Rzuciłem się do niego, głęboko wzruszony:
 — Zastrzelić się, nieszczęśniku?! Wy chcecie się zastrzelić!?