Page:PL A Daudet Mały.djvu/131

This page has not been proofread.

 — A, więc to tak! — mówi; chwyta nagle Małego za pasek i unosi go pod pachą, jak jakie zawiniątko, choć chłopiec broni się i błaga, by go pozostawił jego losowi.
 W pokoju księdza Germane na kominku płonie wielki ogień; na stole — zapalona lampa, fajki i stos papierzysków, pokrytych drobniutkiem pismem.
 Mały siedzi u kominka. Jest bardzo podniecony, mówi dużo; opowiada swoje życie, swoje nieszczęścia, dlaczego chciał się zabić. Ksiądz przysłuchuje mu się z uśmiechem, wreszcie, gdy dzieciak już się nagadał, napłakał, ulżył dobrze zranionemu sercu, dzielny ksiądz bierze go za ręce i tłumaczy mu spokojnie:
 — Furda to wszystko, mój Mały. Byłby z ciebie kiep nielada, gdybyś miał sobie dla takich błahostek odbierać życie. Twoja sprawa jest bardzo prosta, wyrzucili cię ze szkoły, a nawiasem mówiąc, nic ci się lepszego zdarzyć nie mogło — więc cóż z tego? Trzeba, żebyś wyjechał natychmiast, nie czekając końca tego tygodnia. Nie jesteś przecież, do licha, jakąś tam kucharką!... O koszta podróży i o długi nie troszcz się — biorę je na siebie. Pożyczę ci te pieniądze, o które chciałeś prosić tamtego łotra. Ułożymy to wszystko jutro.... A teraz — ani słowa więcejl Ja muszę pisać, a ty musisz się wyspać... Tylko nie chcę, abyś wracał do tej twojej okropnej sypialni; byłoby ci tam zimno, straszno... Prześpisz się u mnie na łóżku, czyściutkie prześcieradła dziś rano powleczone! Ja będę pisał całą noc, a jak mi się zechce spać — położę się na sofie... Dobranoc! Masz być cicho...
 Mały już nie protestuje... kładzie się... Wszystko