Page:PL A Daudet Mały.djvu/133

This page has not been proofread.

czyłem ile ci potrzeba. Tu masz na podróż, tu — dla portjera, tu — na uregulowanie rachunku w kawiarni, tu wreszcie — dziesięć franków dla tego ucznia, od którego je pożyczyłeś... Pieniądze te składałem na opłacenie zastępcy w wojsku dla Cadeta; ale on staje do poboru dopiero za sześć lat, a do tego czasu zdążymy się jeszcze zobaczyć.
 Chciałem odpowiedzieć, ale ten despota w sutannie nie dał mi dojść do słowa.
 — A teraz, mój chłopcze, pożegnajmy się... Słyszę już dzwonek, kiedy wrócę z lekcyj nie chciałbym cię już zastać tutaj. To więzienne powietrze nie dla ciebie. Zmykaj więc co prędzej do Paryża, pracuj, jak należy, módl się, pal fajkę i staraj się być człowiekiem. — Słyszysz, bądź człowiekiem! Bo widzisz, mój Mały, straszne jeszcze dziecko z ciebie i obawiam się, abyś całe twoje życie nie pozostał tylko dzieckiem.
 To rzekłszy, otworzył mi ramiona z niebiańskim jakimś uśmiechem, ale ja padłem mu z płaczem do nóg. Podniósł mnie i ucałował w oba policzki.
 Słychać już było drugi dzwonek.
 — Masz! spóźnię się do klasy! — zawołał, zbierając pośpiesznie książki i zeszyty. W ostatniej chwili odwrócił się jeszcze do mnie:
 — Mam tam, w Paryżu, brata, zacnego księdza, do którego mógłbyś zajść... Ale taki z ciebie warjat, że zapomniałbyś na pewno adresu...
 I nie mówiąc nic więcej, zaczął zbiegać ze schodów wielkiemi krokami. Sutanna rozwiewała się za nim, w prawej ręce miął aksamitną czapeczkę, lewą