Page:PL A Daudet Mały.djvu/135

This page has not been proofread.

otworzyła się loża portjera i usłyszałem, że mnie ktoś woła:
 — Panie Eyssette, panie Eyssette!
 Byli to — właściciel kawiarni i godny jego kompan, pan Cassagne; mieli wygląd wystraszony, a zarazem zaczepny.
 Pan Barbette zabrał głos pierwszy:
 — Czy to prawda, że pan wyjeżdża, panie Eyssette?
 — Tak, panie Barbette, i to dziś jeszcze — odrzekłem spokojnie.
 Pan Barbette, a za nim pan Cassagne podskoczyli obaj, tylko że pan Barbette podskoczył znacznie wyżej, gdyż byłem mu dłużny znacznie więcej pieniędzy.
 — Jakto, dziś!
 — Tak! właśnie idę zamówić miejsce w dyliżansie.
 Byłem przekonany, że w tej chwili rzucą się na mnie obaj.
 — A moje pieniądze! — krzyknął pan Barbette.
 — A moje! — wrzasnął pan Cassagne.
 Nie odpowiedziałem ani słowa, wstąpiłem tylko do pokoju i wyjmując z całą powagą i całemi garściami z kieszeni piękne sztuki złota księdza Germane, zacząłem odliczać na stole to, co im się należało.
 Wrażenie było zaiste piorunujące! Obie rozwścieczone twarze wypogodziły się, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej. Gdy zagarnęli już pieniądze, wstyd im się zrobiło nieufności, którą mi okazali, uradowani też byli wielce, że ich spłaciłem; zaczęli tedy rozpływać się w komplementach, ukłonach, wy-